Trzynasty
Na Mistrzostwa Europy we Francji wybrali się razem.
Obiecała mu, że będzie go z całego serca dopingować. Chciała przy nim być. On z
kolei bał się ją zostawić samą w Katalonii. Dopiero ją zdobył i za nic w
świecie nie chciał stracić. Doskonale wiedział, że Caballero Costa nie należała
do tych kochliwych, a wręcz przeciwnie –
była wierna i w całości oddana ludziom, których obdarzyła miłością, lecz
Sergio, jak to Sergio, wolał dmuchać na zimne. Bo w końcu kto wie, może doszła
by tam sama do wniosku, że go jednak nie kochała? Że to tylko czysto fizyczna,
a nie emocjonalna więź? Nie, szybko odgonił te myśli. Przecież od zawsze była w
stosunku do niego czuła i opiekuńcza. Troszczyła się o niego, gdy był
kontuzjowany, pomagała, gdy miał problem. Może to i dobrze, że nie pojechał
wtedy za nią do Paryża, bo oboje mogli się na przestrzeni tych lat przekonać,
że nie byli sobie obojętni. Kiedy usłyszał od niej te najpiękniejsze dwa słowa,
czuł się jak w ekstazie. Nagle świat wydał się piękny, bez jakichkolwiek
problemów, trosk. Nie liczyło się nic oprócz seksownej brunetki w jego
ramionach. Była całym jego światem. Nie dowierzał, że to się stało. Że on,
Sergio Ramos, zakochał się. A co najdziwniejsze – bardzo mu się ten stan
podobał.
Podczas ćwierćfinału jej piłkarskie serce było
rozdarte na pół. Do walki stanęły bowiem Portugalia i Hiszpania. Dziewczyna
czuła się silnie związana z oboma państwami, jak również reprezentacjami. W
końcu dorastała i wychowywała się w Portugalii, aczkolwiek zawsze utożsamiała
się z sąsiednim krajem. Znała osobiście każdego piłkarza tych drużyn. Niemniej
jednak to La Furia Roja przyciągała ją do siebie bardziej. A szczególnie jeden
z zawodników. Ostatecznie to Hiszpanie wygrali, a potem stoczyli zacięty bój o
finał. I udało im się. Pozostało więc do wykonania najtrudniejsze – obronić
tytuł sprzed czterech lat, a przeciwnikiem byli obecni Mistrzowie Świata.
Na dzień przed najważniejszym meczem turnieju,
piłkarze dostali od selekcjonera wolne. Znaczyło to, że mogli się spotkać ze
swoimi rodzinami, przyjaciółmi, odrobinę odpocząć i się zrelaksować. Oczywiście
żadne imprezy ani alkohol nie wchodziły w grę. Z samego rana przyszedł do jej
pokoju. Widok Cary o poranku był według niego najpiękniejszym z możliwych.
Dziewczyna uśmiechnęła się zaraz po otwarciu drzwi i powitała go czułym
pocałunkiem.
– I jak? Idziemy?
Chłopaki już pewnie czekają na nas w restauracji.
– Może poczekasz, aż
ubiorę sukienkę? – zaśmiała się i chwyciła czarny materiał wiszący na oparciu
fotela. Piłkarz w sekundzie znalazł się tuż za nią i wyjął z jej dłoni ciuch.
– No to skoro jeszcze
jesteś nieubrana, to może zrobimy z tego jakiś pożytek, hmm? – przyssał się do
jej szyi.
– O ile mnie pamięć nie
myli, to stwierdziłeś, że te żarłoki już na nas czekają – otarła się delikatnie
o jego przyrodzenie.
– Nic się im nie stanie
– wyszeptał, jednocześnie pozbawiając ją bielizny. Uwielbiał ją pieścić i
sprawiać przyjemność. Satysfakcja na jej twarzy działała na niego niczym
afrodyzjak. Była motorem napędowym do jego dalszych działań. W łóżku od zawsze
dogadywali się świetnie. Zapewne to dlatego ta sfera ich znajomości przetrwała
tak długo. Kiedy się kochali, Ramos czuł się jak jej wybranek. Czuł, jakby była
tylko jego. I faktycznie przez tą krótką chwilę należała tylko do niego. Ale
potem przychodziło najgorsze. Rozstawali się i docierało do niego, że tak
naprawdę ona mogła mieć każdego. Nie wierzył, że spośród wszystkich mężczyzn na
ziemi byłaby skłonna wybrać znanego z zamiłowania do kobiet piłkarza Realu
Madryt, który na dodatek posiadał dziecko. Prasa od dawna rozpisywała się na
temat jego ekscesów, rzekomych związków. Łatka kobieciarza przylgnęła do niego
bardzo szybko. Z tym, że Sergio żadnej z kobiet, z którymi był, nie darzył
głębszym uczuciem. Dla niego już od bardzo długiego czasu liczyła się tylko
jedna. To dla niej zaczął się zmieniać – ograniczył alkohol, stawał się mniej
brutalny na boisku. Chciał, żeby była z niego dumna. Pragnął ją uszczęśliwiać.
A ona? Cara zdała sobie sprawę z tego, ile dał jej ten blondyn. Pokazał jej, że
ona też potrafiła kochać. Podarował jej nie tylko miłość, ale przede wszystkim
poczucie bezpieczeństwa, a nawet stabilizacji. To z nim chciała spędzić resztę
życia. I była tego w stu procentach pewna.
***
Do hotelowej restauracji zeszli trzymając się za
ręce. Sergio ubrany w krótkie spodenki i czarną, obcisłą koszulkę, a Cara w
sukience z nadrukiem od Helmuta Langa. Szeroko uśmiechnięci, zdawali się nie
widzieć świata poza sobą.
– No, proszę. Patrzcie
państwo, kto to przyszedł! – zaśmiał się Casillas.
– Coś strasznie długo
spaliście – rzucił Morata.
– Akurat jeśli o spanie
chodzi, to ja nie śpię już od siódmej – ucałował usta ukochanej, a następnie
zajął pozostawione im miejsce. No, tak. Można się było tego spodziewać, że
zostawią im jedno krzesło. Uśmiechnął się zadziornie i posadził sobie brunetkę
na kolanach, po czym dosunął ich bliżej stołu.
– A, to stąd te
szerokie uśmiechy. Wy już po prostu jesteście po porannym numerku – chichotał
Pique.
– Czy wy nawet przy
śniadaniu o tym musicie rozmawiać? – jęknęła dziewczyna – Dajcie coś jeść, bo
umieram z głodu – chwyciła croisanta i marmoladę z pigwy.
– Coś ty ją, chłopie,
głodził, czy jak? – zapytał Cesc.
– Ciekawe, jakim cudem.
Ona całe życie coś non–stop je. Prawda, kochanie? – pokazała mu w odpowiedzi
język i wgryzła się w świeży wypiek. Piłkarz szybko zjadł bagietkę z pomidorem,
po czym jedną dłoń trzymał na biodrze chrześnicy Rexacha, a drugą umiejscowił
na jej jędrnym udzie. Brunetka drgnęła lekko popijając kawę, ale nie zwróciła
mu uwagi. Jeździł palcami w górę i w dół, aż w końcu rozpoczął wędrówkę jedynie
ku górze. Delikatnie uniósł kraniec sukienki dziewczyny i działał dalej. Im był
wyżej, tym bardziej była spięta. Dotarł do krańca koronkowych fig. Odchylił
czerwony materiał i przejechał palcem po jej szparce. Przytrzymała kubek z kawą
drugą ręką, bo inaczej upuściłaby naczynie. Wsunął w nią palec i przejechał
nosem po tętnicy Caballero – Jesteś taka mokra. – wyszeptał jej wprost do ucha
– Już się nie możesz mnie doczekać. Musisz być cicho. – do akcji wkroczył też
drugi palec. Kreślił kółeczka, drażnił łechtaczkę, wsuwał i wysuwał palce. Cały
czas patrzył na rozmawiających o czymś kolegów – Patrz na nich. – polecił,
mówiąc tak cicho, by nikt go nie usłyszał – Myślisz, że się czegoś domyślą? –
cmoknął jej szyję i powoli zwiększał tępo oraz intensywność doznań, jakim
poddawał siedzącą na jego kolanach brunetkę Starała się zachować spokój, ale
ledwo jej to szło. Cholera, przecież to, co on jej robił, było…Och! Nie do
opisania! Cholera, przecież on jej właśnie robił dobrze w hotelowej restauracji,
przy dwudziestu piłkarzach reprezentacji! Jak ona mogła zachować spokój?! Kiedy
rozleciała się na milion kawałeczków, przygryzła wargi i przysłoniła się lekko
kurczowo trzymanym w dłoniach kubkiem. Po tym, jak wyjął z niej palce,
przytrzymał ją mocniej. Widział jej zamglony wzrok i szeroko się na to
uśmiechnął. Znaczyło to bowiem, że było jej bardzo dobrze. Oparła się o niego
plecami, aby nie stracić równowagi. Zamrugała kilka razy i dopiła ostatni łyk
kawy. Nie smakował tak samo jak poprzednie. To był zupełnie inny smak. Ale był
to przede wszystkim wpływ tego pulsującego wewnątrz niej uczucia, które zawsze
towarzyszyło jej po orgazmie. Odstawiła puste naczynie i otwartą dłonią
przejechała po udzie blondyna. Ten jednak natychmiast pochwycił jej palce w swoje
i wyszeptał – Nie tutaj, kochanie. Po mnie od razu by się skapnęli, że coś tu
nie gra. – przygryzł płatek jej ucha – W pokoju.
– Idziemy już? – objęła
jego szyję.
– Musimy chwilę
poczekać, aż atmosfera zrobi się nieco mniej napięta. – spojrzała na niego
krzywo – Kochanie, nie odejdę teraz od stołu, bo mi stoi. Nie wierć się, to
zaraz powinno się polepszyć.
– Wiesz, że jestem
niecierpliwa – ułożyła usta w podkówkę.
– Wiem. Ale obiecuję,
że ci to jakoś wynagrodzę. – ucałował jej szczękę i upił łyk soku pomarańczowego,
po czym już normalnym tonem zwrócił się do Hiszpanów – To co, panowie? Jakie
plany na dzisiaj?
– Spotkanie z rodziną,
a potem chillout – wyciągnął się na krześle Pedro.
– A wy? – spojrzał na
nich Iniesta – Macie zamiar opuścić pokój?
– Całkiem możliwe –
zaśmiała się dźwięcznie Cara.
– O, proszę. Kogo ja
widzę. Sergio – do wielkiego stołu podeszła Hiszpanka.
– Co ty tu robisz? –
najeżył się Andaluzyjczyk. Teraz o wzwodzie mógł już zapomnieć.
– Przyprowadziłam ci
dzieci, żebyś mógł się z nimi spotkać jeszcze przed finałem. Nie wiedziałam
jednak, że będziesz z tą tutaj… – perfidny uśmiech wypłynął na jej usta – Cara,
jak miło cię zobaczyć.
– Nie przypominam
sobie, żebyśmy przechodziły na „ty”. – prychnęła – Ale panią wcale nie jest mi
miło widzieć.
– Przyzwyczaj się.
Chociaż może nie musisz.– machnęła lekceważąco dłonią – Pewnie kopnie cię w
tyłek szybciej niż ci się wydaje. On do mnie wróci – syknęła.
– Biedactwo, to ty o
niczym nie wiesz? – udała zdziwioną.
– Liv… – splótł ich
palce.
– Sergio, myślę, że Pilar
powinna poznać prawdę.
– Ale jaką znowu
prawdę? Sergio, o co jej chodzi? – denerwowała się. Blondyn westchnął.
– O to chodzi, że…
– Może ja to powiem,
co? – zaproponowała Costa, a on jej przytaknął. – On zaczął z tobą sypiać zaraz
po tym, jak wyjechałam do Francji. A kiedy go odwiedziłam w Madrycie, kazał ci
spadać. Pokaż, że masz odrobinę rozumu i pokojarz fakty. – zaśmiała się – Byłaś
jedynie pocieszeniem. Na dodatek na chwilę.
– Ale… – zbladła – To
prawda? – zerknęła na obrońcę Królewskich.
– Tak. Nigdy nie
wiązałem z tobą żadnych planów. I niczego do ciebie nie czułem. Byłem rozbity
po wyjeździe ukochanej. Po prostu. A ty się wtedy napatoczyłaś. Niczego ci nie
obiecywałem – wzruszył ramionami.
– Sergio, ale przecież
my mamy dzieci – jęknęła, nie dając za wygraną.
– Poprawka. Mamy jedno
dziecko. W drugie próbowałaś mnie wrobić. Ale ja nie jestem tak głupi.
– Ale…
– Żadnego „ale”. –
zdenerwował się – Przyprowadź tu Sergito i wynoś się z tego hotelu. Przed
obiadem go odbierzesz.
Pilar obróciła się na pięcie i skierowała w kierunku
holu. Piłkarze spojrzeli po sobie i zaczęli szczerzyć zęby w uśmiechach.
– A wam co? – uniosła
brwi ze zdziwienia Cara.
– Dogadałaś jej –
zaśmiał się Casillas.
– No i w końcu się
dowiedzieliśmy, że mieliśmy rację – zawtórował mu Geri.
– Ale w czym niby? –
nie rozumiał Sergio.
– W tym, że ty Lívię
już wtedy kochałeś.
– A Lívia kochała
ciebie. – dodał Iniesta – Mam rację, skarbie?
– Ej, ej, Andres, ona
jest moja. Żadnych mi tu skarbów. – pogroził palcem w wyniku czego cała
restauracja wybuchła śmiechem – Nie śmiejcie się, barany, bo to dotyczy was
wszystkich. Nie ręczę za siebie, jak któryś będzie się do mojej ukochanej
kleił.
– Ohoho. Ukochanej –
zagwizdał De Gea.
– Tak. Kocham ją całym
sercem i się tego nie wstydzę – cmoknął jej usta.
– No, proszę. Taki
kobieciarz z ciebie był, a teraz… – westchnął Alvaro.
– Jaki tam z niego
kobieciarz? Po prostu facet próbował zapełnić sobie jakoś pustkę po naszej
małej Caballero. Błagam cię, Morata, przecież już od jakichś dziesięciu lat ten
głupek nie widzi świata poza nią – zabrał głos Juanfran.
– Od pierwszego
spotkania lata za nią z wywieszonym jęzorem – zaśmiał się Iker.
– Ale, panowie, moment,
– powstrzymał ich Ini – Lívia nie odpowiedziała na moje pytanie.
– Andres, zawsze byłeś
inteligentnym i spostrzegawczym mężczyzną – puściła mu oczko.
– Czyli miałem rację! –
podskoczył z radości na krześle – Casillas, płacisz. – wyciągnął dłoń w
kierunku kapitana, a ludzie krzywo na nich spojrzeli – No co? Założyliśmy się
jakieś… – podrapał się po głowie – Chyba z jedenaście lat temu o to, że Ramos
zakocha się w przepięknej culé, która jest chrześnicą Rexacha.
– I o to, że
barcelonistka zakocha się bez pamięci w tym madridiście. – dodał Iker – I
właśnie dzisiaj okazuje się, że to Andres wygrał. –wzruszył ramionami i
spojrzał przepraszająco na zaskoczoną parę – Przepraszam, że w was nie
wierzyłem. Ale to było zupełnie na początku. Już po kilku miesiącach
wiedziałem, że skończycie na ślubnym kobiercu, ale cóż… Było już za późno.***
Nie tego się spodziewałyście, co? ;p Zostały nam jeszcze dwa wpisy - o ile dobrze liczę. XD Czy będzie coś nowego? Na tę chwilę raczej nie. Postaram się za to dokończyć "Freaky like me". ;-)
Z ogłoszeń parafialnych - niektóre z Was wiedzą, inne nie, więc podaję do wiadomości informację: znajdziecie mnie także na tym oto blogu https://ohhmylotus.blogspot.com/ W zakładce "KONTAKT" znajdziecie też inne namiary na mnie - m.in. profil na Ig, ale nie ten "prywatny", że tak się wyrażę. ;D
Jak macie jakieś pytania czy cokolwiek - zachęcam do kontaktu - naprawdę nie gryzę, co mogą potwierdzić niektóre z Was. ;-)
Luv Ya! <3
Aaaaaaaaaaaaaaaaaa...!!!!!!!! (mogłabym tak dłużej, ale palce by mnie rozbolały)
OdpowiedzUsuńCzy ja już mówiłam ci jak bardzo cię kocham? Raczej tak, ale... BOŻE, JAK JA CIĘ KOCHAM! Ten rozdział to jedna wielka słodycz, od której nigdy nie rozboli mnie brzuch. Jak Ramosa nie lubię, tak tu rozpływam się, gdy czytam jak w naszej bohaterce szaleńczo jest zakochany. Są tak slodcy i kochani, że nie da się ich nie uwielbiać. No i do tego zaserwowałas nam trochę hiszpańskich chłopaków, za co tez cię uwielbiam, bo kocham ich humor ;D
Chyba nie wytrwam, kiedy skończysz to opowiadanie, bo ono wzbudza we mnie miliony emocji, ale to dobrze! (oczywiście dobrze, ze wywołują emocje, nie dobrze, że je powoli kończysz).
Nie wiem co mogę napisać, żeby opisać wszystko co bym chciała ;D wiec napisze, ze czekam na więcej, żeby pozachwycać się znów trochę w nasteonym rozdziale.
Kocham, przesyłam wielkie uściski (ta dobra energia rozdziału tak na mnie działa!) i czekam na więcej, kochana moja <3
Po pierwsze: dziękuję za tylu piłkarzy w tym rozdziale, hahah! Poprawili mi humor, naprawdę.
OdpowiedzUsuńPo drugie: ah, ten Ramos XD no chłopak naprawdę jest zakochany. Cieszy mnie to. Cieszy mnie też fakt, że Livia jest szczęśliwa, że odnalazła miłość w ramionach hiszpańskiego obrońcy (musiałam się z tym pogodzić xd).
Po trzecie: nie mogę się pogodzić z tym, że za chwilę zakończysz to opowiadanie i nie wiadomo czy będzie kolejne :( kocham czytać Twoje opowiadania i póki co nie dochodzi do mnie informacja o braku czegoś nowego.. Cóż narazie cieszę się tym co jest i będę czekać na kolejne rozdziały w drugim opowiadaniu.
Buzia!
Jaki słodki jest ten rozdział. Żadnych większych ekscesów, przyjemny do poczytania. Jednym słowem - świetny!
OdpowiedzUsuńAle halo, halo... Co tu się właściwie odjaniepawliło? Gdzie się podział Leoś? Ja przez cały czas byłam pewna, że historia będzie dotyczyła tamtej dwójki, że to tamta dwójka jest sobie przeznaczona. Czyżbym się pomyliła? A może tylko robisz nas w bambuko?
Mrrr... Najpierw szybki numerek rano w pokoju, później w restauracji przy tylu ludziach. Trzeba przyznać, że chłop nie traci czasu.
Caballero nieźle pokazała tamtej paniusi. Co ona sobie myślała? Ramos nigdy jej nie chciał, a dziecko nie jest owocem ich miłości, tylko raczej ich wpadkom.
Szkoda, że nie planujesz nic nowego... :( Jestem z Tobą od niedawna, ale polubiłam Twoje opowiadanie i polubiłam sposób pisania. Jednak rozumiem. Każdy czasem potrzebuje przerwy. Mam nadzieję, że kiedyś do nas wrócisz z czymś nowym.
Jestem strasznie ciekawa, jak to się dalej potoczy. Nie mam pojęcia, jak to rozegrasz, dlatego czekam na następny rozdział. Żałuję, że będzie ich już tak mało. Dużo weny! ;*
PS. U mnie także nowość 😄
https://lajfisbrutalblogzaynmalikff.blogspot.com
Ach ten Ramos.. Bad boy normalnie ^^ Zresztą Caballero nie jest lepsza.. Bardzo dobrze, że odpyskowała Pilar xd Oni chyba są naprawdę dla siebie stworzeni.. ale gdzie Leoś w tym wszystkim? I jak to, że chcesz już tak szybko skończyć te opowiadanie? 2 rozdziały? Naprawdę? Mam nadzieję, że jednak wkrótce wrócisz z czymś nowym ;-)
OdpowiedzUsuń