Czternasty
Po wspaniałej nocy z cudowną kobietą Sergio szykował
się na prawdopodobnie najważniejszy wieczór swojego życia. Zmierzał do
autobusu, który miał zawieść drużynę narodową jego kraju na stadion. Już miał
wchodzić, kiedy ktoś pociągnął go za łokieć. Odwrócił się i mimowolnie
uśmiechnął. Przed nim stała Cara. Miała na sobie jego koszulkę z reprezentacji
i obcisłe spodnie. Z rozpuszczonymi włosami i delikatnym makijażem wyglądała
pięknie. Zarumieniła się, kiedy tak taksował ją spojrzeniem.
– Coś się stało? –
zmartwił się nieco.
– Nie. – zaprzeczyła
szybko – Ja tylko… Chciałam ci życzyć powodzenia. – objęła go za szyję i
złączyła ich usta w namiętnym pocałunku. Kiedy się od siebie oderwali,
dziewczyna popatrzyła prosto w jego brązowe oczy. Ułożyła dłoń na jego
policzku, a piłkarz wykonał ruch, jakby chciał się w nią wtulić. Pogładziła
palcem lekki zarost Andaluzyjczyka – Sergio, co by się nie stało, jak by się
nie skończył mecz, kto by nie strzelił gola, jak byś nie zagrał… – przyglądał
się jej uważnie – Wiedz, że dla mnie to nie ma najmniejszego znaczenia. Zawsze
cię będę kochać, rozumiesz? Tylko to się dla mnie liczy. Proszę, uważaj na
siebie.
– Będę. – obiecał – A
wiesz dlaczego? – pokręciła głową – Bo w końcu ktoś musi nosić te wszystkie
pudła, nie? A z kontuzją to by było krucho. – zaśmiał się – A moja królewna nie
będzie niczego dźwigać. – puścił jej oczko – Trzymaj kciuki, kochanie – musnął
delikatnie jej zaróżowione usta i wszedł do pojazdu.
Po „odnalezieniu się” w szatni francuskiego stadionu
piłkarze przebrali się w stroje przeznaczone do rozgrzewki i powoli wychodzili
na płytę boiska. Kiedy pomieszczenie niemalże opustoszało, wychowanek klubu SevilliaFC
zatrzymał starszego kolegę z Fuenteabilli.
– Don Andres,
potrzebuję pomocy – wyznał. Gracz Blaugrany uśmiechnął się lekko i usiadł obok
nominalnego obrońcy.
– Coś się stało?
– Ty długo znasz Lívię…
– zaczął zdenerwowany – I znasz ją dobrze. Przez ten ostatni rok… Myślisz, że
ona jest gotowa na coś poważnego? – wypalił.
– Ramos, z tą
dziewczyną nigdy nie było nic wiadomo. – poklepał go pocieszająco po plecach –
Ale widzę, że przy tobie odżyła. Uśmiecha się. Jest pełna energii. I nie boi
się już okazywać uczuć. Sergio, Lívia to wspaniała dziewczyna. Jej biologiczna
rodzina dla niej praktycznie nie istnieje. Jej rodziną stali się ci, którzy
zawsze przy niej byli. Ale ty to doskonale wiesz.
– Tak, wiem… – jęknął.
– Boisz się, prawda?
– Jak cholera. –
przyznał – Niby mówi, że mnie kocha i to od ponad dekady, ale ja się boję, że
może mnie kiedyś zostawić, rozumiesz?
– O dziwo, tak.
Posłuchaj, to normalne, że masz obawy przed utratą ukochanej kobiety. Każdy z
nas tak ma. Jeśli kochasz, to się boisz. Taka prawda. Ale coś mi się wydaje, że
to nie o tym chciałeś pogadać, mam rację?
– Tak.
– No to? O co chodzi? –
posłał mu delikatny uśmiech.
– Ja… Ja wiem, że
dzisiejszy mecz jest bardzo ważny i nie ma miejsca na błędy, ale chciałbym cię
o coś poprosić.
– Śmiało – zachęcał.
– Wiesz, jeśli będziesz
przy piłce i będzie akurat okazja do zagrania do mnie, tak, żebym mógł strzelić
bramkę, to błagam cię, podaj mi.
– Sergio… – brwi Iniego
powędrowały w górę – W porządku. Zrobię to. Tylko powiedz mi, co masz zamiar
zrobić? Bo nie wierzę w to, że chcesz się po prostu wpisać na listę strzelców.
– Czemu? – zachichotał.
– Bo to do ciebie niepodobne.
– Masz rację. Pod
koszulką reprezentacyjną będę miał jeszcze biały T–shirt z napisem. – sięgnął
do torby i wyjął kawałek materiału, pokazując czarne litery koledze.
– Naprawdę? – nie
wierzył.
– Tak. Mam nadzieję, że
wyjdzie. Jak strzelę gola, to pobiegnę pod trybuny i uniosę trykot. W
spodenkach mam specjalną kieszonkę na zamek. Wybierałem godzinami z Marią. Mam
nadzieję, że jej się spodoba.
– Na pewno. Wiesz,
chyba powinniśmy już iść, bo del Bosque się wkurzy – podnieśli się z miejsc i
ruszyli w kierunku murawy. Tam już rozgrzewali się pozostali piłkarze. Trener
stał i bacznie się przyglądał poczynaniom podopiecznych.
– O, proszę. Kogo my tu
mamy? Ramos i Iniesta sobie przypomnieli o czymś takim jak boisko? – kpił
Vincente.
– Przepraszam. To ja
zatrzymałem Andresa – opuścił głowę Andaluzyjczyk. Bał się, że trener się zdenerwuje
i posadzi go na ławce – a tego by chyba nie przeżył. Nie dziś.
– Mister, możemy
porozmawiać? Sergio niczym nie zawinił. A ja mam pewną sprawę. Zostanę dłużej,
żeby się porozciągać.
– W porządku. Ramos,
dołącz do kolegów, a ty mów, o co chodzi. Tylko szybko. – hiszpańska „szóstka”
wyjaśniła wszystko selekcjonerowi, a ten się zamyślił – I mam go trzymać
bezwzględnie przez całe spotkanie? Andres, przecież wiesz, że taka obietnica
byłaby nieodpowiedzialna z mojej strony. To jest FINAŁ! – podkreślił ostatnie
słowo.
– Wiem, Mister, ale
Sergio jest obecnie w świetnej dyspozycji. Zmienia klub i też będzie chciał
zagrać jak najlepiej, żeby zrobić na PSG jak najlepsze wrażenie. On potrafi grać
pod presją. Wydoroślał. To już nie ten sam młokos, który skakał do wszystkich z
pięściami, gdy coś nie szło po jego myśli. Sądzę, że zasłużył na rozegranie
pełnego spotkania. A na dodatek ta koszulka… – oboje się podświadomie
uśmiechnęli.
***
Po ceremonii zamknięcia nadchodzi czas na finałowy
mecz Mistrzostw Europy 2016 we Francji. Naprzeciwko siebie stają dwie
piekielnie silne ekipy. Niemcy kontra Hiszpanie. Wielki Bayern kontra gwiazdy
Realu i Barcelony, bo to właśnie na nich skupiać się będzie największa uwaga
tego wieczoru. Kto strzeli tym razem? Jakim wynikiem zakończy się spotkanie?
Kto wykaże się najlepszą postawą spośród występujących? Czy sędziowie podejmą
jakieś kontrowersyjne decyzje? Atmosfera na boisku będzie spokojna czy raczej
iskry posypią się między spragnionymi zwycięstwa reprezentacjami?
Trybuny wypełnione po brzegi. Stade de Frace pęka w
szwach. Pokolorowane jest setkami flag. Kibice zdzierają gardła, wspierając
swoich wybrańców. To coś niesamowitego. Wszyscy oczekują tutaj emocjonującego
spektaklu piłki nożnej. I wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie.
Pierwszą połowę z przytupem zaczynają Hiszpanie,
szturmem rzucający się na bramkę Neuera. Pedro sprawdza czujność Niemca już w
czwartej minucie oddając silny strzał z dystansu. Kanaryjczyk myli się o pół
metra i piłka przelatuje tuż obok prawego słupka. Wyprowadzenie Manuela nie
przynosi efektów, bowiem wysoki pressing przyczynia się do łatwej straty
Boatenga jeszcze na własnej połowie. Fabregas zagarnia futbolówkę i przerzuca ją
nad nadciągającym obrońcą. Okrągły przedmiot ląduje idealnie pod nogami Aduriza,
który uderza z woleja i… zapewnia swojej drużynie prowadzenie! To daje kopa obu
drużynom. Jednak to mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego wydają się być bardziej
zmotywowani. Nie ustają w kolejnych próbach zaskoczenia podstawowego bramkarza
Bayernu Monachium. Jednak młody Niemiec godnie odpiera wszystkie ataki.
W czterdziestej
trzeciej minucie w sytuacji strzeleckiej znajduje się Mario Gotze. Powrót
szybki niczym błyskawica w wykonaniu Piquenbauera zatrzymuje rozochoconego
wychowanka Borussi Dortmund. Niestety minutę później gracz Dumy Katalonii nie
ma tyle szczęścia i jego wejście nie jest czyste. Żółta kartka. Rzut wolny.
Dwadzieścia dwa metry. De Gea paraduje po linii i żąda muru z czterech
piłkarzy. Thomas Muller skupia się na ustawionej przy swoich nogach piłce.
Bierze delikatny rozbieg, a już chwilę po tym idealnie podkręcona futbolówka
witana jest w siatce przez rozentuzjazmowanych kibiców z ojczyzny Angeli Merkel.
Arbiter gwiżdże i zaprasza na piętnastominutową przerwę.
W drugiej połowie to
Niemcy naciskają bardziej. W wymianie i podaniach widać wkład Guardioli, który
przywieźli ze sobą gracze Bayernu. Jednak nie takie numery i nie z tą
reprezentacją – reprezentacją, której połowę kiedyś trenował Pep, a drugą
połowę uczono, jak przerwać słynną tiki–takę. To właśnie duża liczba krótkich
podań na niewielkiej przestrzeni powoduje, że piłka znów ląduje w posiadaniu
aktualnych jeszcze Mistrzów Europy. Atmosfera się zagęszcza. Poziom złości i
rozdrażnienia rośnie z każdą minutą, która nie przynosi zmiany wyniku na
potężnej tablicy. Zaczynają się faule, jednak nie takie, które zaskutkować by
mogły czerwoną kartką i wyrzuceniem z boiska. Presja wzrasta. Sędzia lata w tę
i z powrotem. Żółtych kartoników obejrzało z bliska już osiemnastu mężczyzn.
Arbiter ma cichą nadzieję, że nie zabraknie mu specjalnej pianki, której musi
używać przy każdym wykonywanym wolnym. Coraz trudniej także zachować trzeźwość
umysłu i idealnie wkleić się w linię obrony tak, aby nie było pozycji spalonej.
Dlatego też chorągiewka liniowego powiewa częściej niż normalnie. Szykują się
zmiany w obu drużynach. Joachim wpuszcza za wykończonego Boatenga Mustafiego.
Za Gomeza wchodzi Draxler. Vincente ściąga Pedro, którego zastąpić ma
znajdujący się w świetnej dyspozycji Nolilto. Koke schodzi, a na plac boju
wchodzi stary wyjadacz, który ma na nowo wprowadzić tę magię do La Furia Roja –
Iniesta. Vincente del Bosque zastanawia się nad zmianą bramkarza, ale ostatecznie
stwierdza, że jeśli dojdzie do konkursu rzutów karnych, Iker może sobie z tym
nie poradzić –nie znajduje się w rytmie meczowym.
Zegar pokazuje
siedemdziesiątą dziewiątą minutę. Czasu coraz mniej, a bramek nie przybywa.
Nadal jest remis. 1:1 na Stade de France. Del Bosque ryzykuje i ściąga Silvę, a
wprowadza Alvaro Moratę. Następuje delikatne przemieszanie w ustawieniu i La
Roja jest jakby świeższa oraz znacznie żywsza. Selekcjoner uśmiecha się pod
nosem, widząc jak świetnie dogadują się Cesc oraz Andres, uzupełniani w
środkowej linii przez młodego Thiago. Zestawienie w obronie Juanfrana, Pique,
Ramosa i Alby też okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Rywal nie może się
przedrzeć przez ten żywy mur. Aritz, Nolito i Morata straszą szyki obronne
Niemców – skutecznie. Dochodzi do tego, że po piłkę musi się cofać Muller.
Jednak przechytrzony przez Juanfrana pada jak długi, potykając się o własne
nogi. Hiszpanie grają dalej, jednak zawodnik Bayernu nie podnosi się z murawy.
Piłka w aut, arbiter podbiega do leżącego. Niemiec kręci głową i wstaje, wraca
do pracy. Jednak już dwie minuty później zatrzymuje się przy linii bocznej i
tłumaczy coś zawzięcie Joachimowi Lowowi. Chwilę po tym, utykając, schodzi z
boiska, a zastąpić go w tych ostatnich minutach podstawowego czasu gry ma za
zadanie Podolski. Na murawie zaczyna się nerwówka. Na pięć minut przed końcem
regulaminowych dziewięćdziesięciu na tablicy nadal widnieje remis, który nie
zadowala nikogo. Dogrywka nie uśmiecha się nikomu. Zawodnikom daje się we znaki
nie tylko zmęczenie, ale też dzisiejsza aura zdecydowanie niesprzyjająca
rozgrywaniu meczu takiej wagi. Ale to nie ma żadnego znaczenia. Dla piłkarzy
liczy się tu i teraz. I to, by jak najszybciej zakończyć bój o wymarzone
trofeum. Minuta osiemdziesiąta siódma pachnie bramką. Mario Gotze znajduje się
w sytuacji sam na sam z De Geą. Zawodnik Manchesteru United brawurowo wychodzi
z bramki. Zaskoczony Niemiec próbuje go ominąć, ale wtem świetnym powrotem może
się pochwalić Pique, który czysto wymuskuje futbolówkę spod nóg wroga i szybko
przekazuje ją na lewą stronę do Jordiego. Krótkie podanie do Iniesty, który
robi kółeczko i puszcza oczko Ramosowi. Piłka wędruje do Cesca, a po chwili
wraca do Don Andresa. W tej właśnie chwili Sergio znajduje się już na wysokości
dwunastego metra, korzystając z faktu złamania linii spalonego przez Durma.
Mistrz Świata z RPA oraz Mistrz Europy z Polski i Ukrainy w postaci zawodnika z
numerem szóstym na czerwonym trykocie przymierza i podkręca, jak to ma w
zwyczaju. Posyła piłkę wprost na głowę nieoficjalnego jeszcze piłkarza PSG,
który w powietrzu nie ma nawet z kim walczyć i celnie umieszcza piłkę tuż pod
poprzeczką. Krzyk i radość kibiców Hiszpanii Sergio słyszy jednak jakby przez
ścianę. Mruga kilka razy i zaczyna swój rajd do tej jednej trybuny. Zbliża się
do niej i już widzi przepiękną brunetkę w koszulce z jego nazwiskiem.
Dziewczyna płacze, ale jednocześnie ma na ustach szeroki uśmiech. Są to więc
łzy szczęścia. Jest jakieś dziesięć metrów od niej. Unosi trykot do góry,
ukazując tym samym białą koszulkę z czarnym napisem, głoszącym: „Wyjdź za
mnie!”. Dziewczyna przykłada dłoń do ust. Blondyn przeskakuje przez płotek i
teraz dzieli ich już jedynie metalowa poręcz. Piłkarz całuje ją delikatnie i
ociera łzy ukochanej.
– To jak będzie? Bo nie
mamy zbyt wiele czasu – oboje zanoszą się śmiechem.
– Tak! Wyjdę za ciebie!
– ponownie łączy ich usta – Kocham cię, Sergio, ale wracaj już na boisko, bo
cię z niego zaraz wyrzucą – zachichotała.
***
Jeszcze tylko epilog...
***
Jeszcze tylko epilog...
Muszę przyznać, że Ramos zaimponował mi swoim pomysłem. Nie wiem jak bym zareagowała, gdybym spotkała się z taką sytuacją w prawdziwym życiu, ale tutaj.. było to naprawdę słodkie.
OdpowiedzUsuńDodatkowo tak skrupulatny opis meczu, mistrzostwo! Naprawdę, uwielbiam Twoje relację meczowe. Potrafisz tak pięknie wszystko opisać, przekazać emocje. Musisz mnie tego nauczyć, hah.
Bardzo, ale to bardzo żałuję, że jest to ostatni rozdział, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy (a szkoda).
Buziaki!
To jakoś samo tak wyszło - Ramos musiał zrobić to w szalony sposób, hehe. ;) I wierz lub nie, ale pisanie "relacji" meczów przynosi mi najwięcej radości <3
UsuńBuziaki!
Fajny pomysł Ramosa z tymi oświadczynami ;-) Na uwagę zasługuje też obszerny fragment z opisem meczu . Czytając to, miałam wrażenie jakbym sama znalazła na tymże meczu ;-) Powinnaś pomyśleć o karierze komentatorskiej ^^ Szkoda, że kończysz już te opo, ale mam nadzieję, że wkrótce wymyślisz coś nowego :*
OdpowiedzUsuńKariera komentatorska? Jej, to dla mnie komplement! Bardzo Ci dziękuję ;*
UsuńWoow! To jak opisałaś ten mecz... Mistrzostwo! Podziwiam i zazdroszczę takiej umiejętności.
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że został już tylko epilog i to koniec tego opowiadania. Za szybko :(
Na początku myślałam, że to będzie historia bardziej o Leo, a tu taka niespodzianka. Na początku byłam niezadowolona, ale po dzisiejszym rozdziale... Zmieniam zdanie. Pomysł z takimi oświadczynami. Mega! Nie wiem, jak ja bym zareagowała w realu na coś takiego, ale tutaj było to bardzo romantyczne.
Czekam z niecierpliwością na epilog i życzę dużo weny! ;*
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! To naprawdę bardzo miłe, że tak się zachwycacie tymi opisami akcji meczowych. Wiem, że to już nie pierwszy raz, ale nadal jest mi meeeegaaa miło :D
UsuńCóż, to miała być historia o Leo, ale wyszło, jak wyszło, hehe.
Piszę jeszcze drugie opowiadanie - podrzucam link, w wolnej chwili zapraszam: http://loca-como-yo.blogspot.com/2018/05/xx-ive-cried-thousand-storms-ive-blown.html
o kurka... to ja może zacznę od początku, bo się poplącze w tym co chce napisać ;D
OdpowiedzUsuńpo pierwsze to się prawie wzruszyłam przy tym, kiedy Ramos szukał rady i papy Andresa, ale to chyba przez to co niedawno ogłosił... czy tylko ja to tak strasznie przeżywam?
Zastanawiałam się co ten Ramos mógł sobie na tej koszuleczce napisać i powiem ci, że pierwsza myśl, to była właśnie prośba o wyjście za mąż, ale nie wiem czemu myślałam, ze to może jednak coś innego. A tu takie rzeczy ;D
ja bym chyba wybuchła płaczem ze szczęścia, hahaha
no i jeszcze ten mecz... kobieto!! Jesteś tak genialna, że nie potrafię tego opisać. Tak opisałaś mecz, że czułam się, jakbym dosłownie biegała za tymi piłkarzami po boisku XD
Żeby takie relacje mozna bylo znaleźć w internecie, to by było życie, hahaha
nie mogę się pogodzić z tym, ze ty tez już powoli kończysz to wspaniałe opowiadanie, które było dopracowane dosłownie w każdym małym szczególiku.
Wszyscy już kończą, a ja nadal ciągnę tego swojego mini tasiemca XD
czekam na wspaniały epilog i tak na marginesie zapraszam do mnie, bo wreszcie coś dodałam ;D <3 przesyłam buziaki!
tam na początku zamiast „i” miało być „u” xd
UsuńJa ryczałam jak bóbr na konferencji prasowej Andresa - mimo że zdawałam sobie sprawę z tego, że odejdzie..To i tak było ciężkie. :(
UsuńKocham to, jak reagujecie na moje opisy meczów - serio! Najlepsze uczucie ever <3
I nawet mi się nie waż kończyć swojego "tasiemca" - ja go UBÓSTWIAM!!!
Buziaki, kochana ;*