Pierwszy
Były bramkarz objął ją czule ramieniem i poprowadził
układem korytarzy na murawę. Piłkarze się rozciągali i przygotowywali do treningu.
Od razu się uśmiechnęła na ten widok. To nie był mecz, a tylko sesja
treningowa, ale i tak miała w sobie tę magię. Magię, którą ona tak kochała.
Wtem rozdzwonił się telefon Hiszpana. Posłał dziewczynie przepraszające
spojrzenie i odebrał. Niecałą minutę później odezwał się:
– Przepraszam, Cara,
ale muszę coś podpisać. Znowu jakieś papiery. I prezydent chce mnie widzieć.
– Iść z tobą? –
zapytała z troską.
– Nie, spokojnie. –
uśmiechnął się – Luis! Przyprowadziłem ci gościa! Moja i Puyola
asystentka! No, mała, chyba jeszcze
pamiętasz Lucho? – poklepał ją po plecach i ruszył ku wyjściu. Z dala
przyglądał jej się trener i jakby nad czymś się zastanawiał.
– Cara? Cara Caballero?
– nie wierzył.
– Cześć – zawstydziła
się nieco.
– Cara, Boże, dziecko,
jak ty wyrosłaś! Niech no ja cię przytulę. – objął ją mocno – Co ja mówię, ty
już nie jesteś dzieckiem. Jesteś piękną kobietą! Przez telefon nie było tego
widać – z jego gardła wydobył się cichy chichot.
– Dziękuję. No widzisz,
a nie mówiłam, że kiedyś będziesz trenował pierwszy zespół? – zaśmiała się.
– Miałaś rację.
Chłopaki! Przestawiam wam asystentkę naszego dyrektora sportowego, – ucałował
ją w skroń – Carę Caballero Costę.
– Cara?! – wydarli się
jednocześnie Bartra, Rafinha i Roberto.
– A no ja. – wpadła im
w ramiona – Wyrośliście, zmężnieliście…
– A ty się zrobiłaś
naprawdę seksowna – poruszył zabawnie brwiami Brazylijczyk.
– Pamiętasz, że mi
kiedyś obiecałaś randkę, no nie? – upewniał się Sergi.
– Ale to było jakieś
dziesięć lat temu i to na dodatek dlatego, że mnie szantażowałeś, że nie
pozwolisz mi z wami grać! – udała oburzoną.
– Nieważne. I tak się
liczy – skradł jej całusa i wrócił do treningu. Brunetka usiadła po turecku tuż
za linią boczną i przyglądała się poczynaniom piłkarzy. Wszyscy wydawali się
być radośni – z Danim na czele. Tylko jeden miał muchy w nosie. Kto nim był? Lionel Messi, który cały
czas mordował wzrokiem szczerzącego się jak głupi do sera Roberto – zwłaszcza,
gdy ten próbował się popisać przed starą znajomą.
– Mam! – krzyknął
trener, a wszyscy dziwnie na niego spojrzeli – No co tak patrzycie? – wzruszył
ramionami – Pamiętasz, co ci kiedyś obiecałem? O El Clasico?
– A, wtedy jak
zapomniałeś o moich urodzinach? – zwęziła oczy w szparki.
– Jeszcze raz cię
przepraszam, myszko. Ale teraz ci to wynagrodzę. Bądź gotowa pojutrze o siódmej
rano. Lecisz z nami do Madrytu.
– Czegoś ty się naćpał?
– wytrzeszczyła oczy.
– Niczego. Obiecałem ci
to przy świadkach. Przy Mou i Pepie, pamiętasz? – pokiwała głową – I teraz
spełnię tę obietnicę. Lecisz z nami.
– Wariat. – zaśmiała
się – Ale i tak cię wielbię, Lucho.
– Wracają stare dobre
czasy… – rozmarzył się – Od dawna już tak na mnie nikt nie mówi.
– No to się
przyzwyczaj, bo „mister” to mi raczej przez gardło nie przejdzie – ukazała
rządek śnieżnobiałych ząbków w szerokim uśmiechu.
***
W sobotę tuż przed godziną osiemnastą zawodnicy i
sztab zaczęli wychodzić z tunelu na Santiago Bernabeu. Wśród nich była także
Cara ubrana w klubowy dres. Mimo wszystko wyglądała ślicznie. Delikatny makijaż
i luźno spleciony warkocz dodawały jej uroku. Z uśmiechem na ustach zasiadła na
jednym z krzesełek i bacznie obserwowała sytuację na boisku. Razem z Luisem
cieszyła się z gola Neymara, a chwilę później denerwowała po przyznaniu
przeciwnikowi rzutu karnego. Ale to druga połowa spotkania była gorsza. Bordowo–granatowi
więcej faulowali, widać po nich było wyraźne zdenerwowanie. Pepe i Benzema
wykorzystali swoje szanse ustalając wynik końcowy na 3:1. Niepocieszeni
Katalończycy schodzili do szatni z kwaśnymi minami. Caballero poczłapała za
nimi, ale nic nie mówiła – wolała ich w owej chwili nie denerwować jeszcze
bardziej, co, znając jej charakter, na pewno by się przydarzyło. Siedziała na
ławeczce oraz czekała na Roberto i Bartrę. Kiedy w końcu wyszli, było jej ich
żal. Zdawali się być tacy smutni…
– Ej, miśki. –
przytuliła ich – Przecież to nie koniec świata.
– Ale przegraliśmy z
Realem – rozpaczał Sergi.
– To nie wasza wina… –
zaczęła, ale ktoś wszedł jej w zdanie.
– No jasne, że nie ich,
bo twoja! – wydarł się brązowooki Argentyńczyk – Mówiłem Enrique, żeby cię nie
zabierał, bo przyniesiesz nam pecha. – prychnął – I co? Miałem rację!
– Pogięło cię?! – nie
wytrzymała i podeszła do niego bliżej. Stali bark w bark, dzieliło ich zaledwie
kilka centymetrów. Mężczyzna miał okazję jej się teraz dokładnie przyjrzeć.
Miała piękne, czekoladowe oczy, długie, czarne rzęsy i grube, ciemne brwi. Latynoska
karnacja idealnie pasowała do ciemnobrązowych włosów, które gdzieniegdzie
opatrzone były jaśniejszymi refleksami. Jej usta były doskonale skrojone i
lekko malinowe. Była szczupła, widać było wystające obojczyki. Mimo tego miała
bardzo kobiece kształty. Była zaokrąglona tam, gdzie trzeba. Widocznie się
zdenerwowała, bo żyły na jej rękach się mocno uwidoczniły – Mówisz, że to ja
niby jestem winna temu wynikowi? Ciekawe jakim, kurwa, cudem? Ja tam grałam? Ja
wam strzelałam gole?
– Ty nas rozpraszałaś –
chciał odgarnąć z jej twarzy zabłąkany kosmyk, ale szybko odtrąciła jego dłoń.
– Trzeba było na mnie
nie patrzeć! – obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia. Po drodze
nie odezwała się do nikogo. Nawet Daniemu ani Lucho nie udało jej się udobruchać.
Bez słowa zajęła najpierw miejsce w autokarze, a następnie w samolocie.
Założyła na uszy białe słuchawki i odcięła się od rzeczywistego świata.
Co on sobie wyobrażał?
Jak mógł tak powiedzieć? Cholerny, pieprzony piłkarzyk się znalazł od siedmiu
boleści. No okay, był wspaniałym piłkarzem, geniuszem, wirtuozem piłki, ale to
go nie upoważniało do takich odzywek! Co on myślał, że jeśli ona była
asystentką dyrektora sportowego, to wolno mu ją tak traktować? Nie doczekanie
jego! Ona się tak nie da. A wręcz przeciwnie. Ta zacięta dziewczyna będzie mu
teraz specjalnie działać na nerwy. Zapamięta sobie na przyszłość, że z Carą Lívią
Evitą Caballero Costą się nie zaczyna!
Biedny Lionel jeszcze
nie wiedział, że ta drobna osóbka to chodząca mieszanka wybuchowa. Ale wkrótce
będzie miał okazję, aby się o tym dowiedzieć.
oj, będzie się działo :D ich buntownicze charaktery zmieszane razem raczej nie zwiastują tego, że będzie łatwo - wręcz odwrotnie. Tylko, że no wiesz, ja nic nie sugeruje, ale od nienawiści do miłości jest dość cienka linia ;D
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie na nowy rozdział, buźka kochana! <3
Ale na całe szczęście my nie lubimy, jak jest łatwo, no nie, kochana? ;*
UsuńPrzeczytałam, ale najwyraźniej mój telefon się zbuntował, że komentarza nie zapisało -.-
Uwielbiam Cię!
OdpowiedzUsuńLeo, Cara i wojna gotowa XD jestem ciekawa jakie piekło czeka piłkarza, ale zapewne niedługo się przekonam. :D
Ja Cb też! <3 Oj, przekonasz się, Słońce, przekonasz. ;)
UsuńSą genialni i wiem, że pewnie w przyszłości będą jeszcze bardziej! :D
OdpowiedzUsuńGenialnie to będzie się Leo wściekał ;p
UsuńCzekam na więcej, na razie mi się podoba, ale nie zniszcz mi tu ideału, jakim jest Leo Messi, proszę :* Buziaki xxx
OdpowiedzUsuńHaha, postaram się, moja droga ;p
UsuńKochana!! Przepraszam, że z takim opóźnieniem!
OdpowiedzUsuńProlog przeczytałam niedługo po publikacji w drodze do domku, teraz znalazłam trochę czasu, żeby uciec od przygotowywania się na sprawdzian z prawa.. Uroki klasy maturalnej.. Szykuje się najgorszy tydzień w życiu z moimi urodzinami w samym środku..Eh..
Ale nie będę tu narzekać! Bo tu miejsce do narzekania nie jest-wręcz przeciwnie! Coraz bardziej zaciekawia mnie to opowiadanie, nawet jeśli to tylko prolog i pierwsza część-jestem kupiona!!
Cara ma wybuchowy charakter i jestem ciekawa, do czego to później doprowadzi..! Trener...Nie chcę dziwnie zabrzmieć, ale zawsze jakoś zwracam uwagę na trenerów w opowiadaniach i cieszę się ogromnie, że został pokazany jako taki serdeczny człowek... Taki trochę mój Jürgen Klopp...Aż nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będzie u mnie już zupełnie w obsadzie. Ale coś czuję, że i z trenerem u ciebie się zaprzyjaźnię haha!
Jeśli to by nie był problem to czy w komentarzu czy w zakładce u mnie mogłabyś mnie informować o nowościach? Mimo obserwowania rzadko wchodzę na listę czytelniczą, coś nie mogę sobie poradzić z tym nowym wyglądem Bloggera...
Dużo dużo weny słońce! I samych sukcesów z nowym blogiem! <33
Ściskam mocno!
Na pewno dasz radę ;)
UsuńNie ukrywam, że uwielbiam Jürgena w Twojej wersji! A jaki będzie mój Lucho? Zobaczymy, bo pojawią się też inni. :)
Oczywiście będę Cię informować. ;D
Buziaki!
CO ja mam tu napisać.....LEO TO NIE TAKI LEO! UGHHHHHHH JAK TAKI MOŻE BYĆ... Nie wiem co będzie dalej....
OdpowiedzUsuń