Drugi
Po świątecznej kolacji, na którą zaproszeni zostali
nie tylko piłkarze i sztab szkoleniowy, ale także zarząd oraz ważniejsi
pracownicy, nadeszła pora na mniej oficjalną część, jaką była impreza u
Jordiego. Tutaj tłumów już nie było. Tylko zawodnicy. No i oczywiście panienka
Caballero Costa. Dlaczego? Przecież gospodarz świetnie ją znał z powodu swoich
występów w reprezentacji Hiszpanii. I nie ukrywał wcale, że bardzo ją polubił.
Miała świetne poczucie humoru, co często udowadniała.
Cara
wpadła do domu wujka niczym błyskawica, szybko zmieniła biały garnitur od
Pallas na wygodniejszy zestaw z metką VB, poprawiła włosy i wsiadła do
czekającej już taksówki, która zawiozła ją pod zapisany na karteczce adres. W
środku leciała głośna muzyka, część osób coś piła.
– Lívia, jesteś już. –
cmoknął ją soczyście w policzek – Chłopaki, zróbcie jej miejsce. – zarządził, a
sam poszedł do kuchni i po chwili wrócił z butelką schłodzonego trunku – Corona
dla pięknej panienki – mrugnął rozbawiony.
– Pamiętałeś. –
zaśmiała się dźwięcznie i upiła łyk, rozpływając się pod wpływem tego smaku –
Boże, jak ja dawno nie piłam tego cudu. Muszę chyba znowu zacząć jeździć na
wasze zgrupowania.
– O, tak. Poprosimy! –
krzyknął uradowany Pique.
– Ramos wtedy na pewno
będzie efektywniejszy – puścił jej oczko Iniesta.
– No to co? Trzeba
zadzwonić do del Bosque i mu powiedzieć, że następnym razem Lívia leci z nami –
zacierał ręce Pedro.
– Ej, ale jaka znowu Lívia?
Myślałem, że masz na imię Cara – ściągnął brwi Messi.
– My w reprezentacji
nazywamy ją Lívia. Tak jak jej wujek i Pep. W tej drugiej nazywają ją Evita. A
dla postronnych bądź niezdecydowanych jest po prostu Carą – wytłumaczył Xavi.
– Aha. Spoko – że co?
Jakiej znowu drugiej reprezentacji? Wydawało mu się, że wiedział o tej
piękności coraz mniej.
– Ej, dobra, ludzie. Co
robimy? – rzucił lekko podchmielony Bartra.
– Butelka na pytania? –
zaproponował Dani.
– Okay, to czekajcie… –
zachichotała jedyna w towarzystwie dziewczyna i opróżniła zawartość szklanej
butelki – Ta jest już pusta. Kto zaczyna?
– Panie mają
pierwszeństwo – mrugnął do niej Ivan.
– Niech wam będzie. –
zakręciła i padło na Gerarda – Na początek coś prostego. Hiszpania czy
Katalonia? – zmrużyła oczy.
– Oczywiście, że
Katalonia. – wypchnął dumnie pierś do przodu. Szyjka butelki zatrzymała się,
wskazując gospodarza – Jakbyś miał do wyboru zapas żelek do końca życia albo
tydzień sam na sam z naszą „narodowościową mieszanką wybuchową”, – poruszył
zabawnie brwiami, spoglądając niewinnie na Carę – co byś wybrał?
– No jasne, że ją. –
wyszczerzył się do Caballero, na którą padła kolej – Co ma w sobie takiego
specjalnego Ramos? Albo nie, czekaj, – powstrzymał ją ruchem dłoni – chyba nie
chcę tego wiedzieć. – zaśmiał się – Dobra, inne pytanie. Jaki jest najlepszy ofensywny
piłkarz na świecie?
– Obecnie czy w ogóle?
– Obecnie. Dajmy Lio
większe szanse.
– Lewandowski. –
odpowiedziała pewnie, a po pomieszczeniu przeszło ciche buczenie – A co?
Spodziewałeś się, że powiem o kimś innym? – wykrzywiła się zabawnie – Jordi,
Jordi. – pokręciła z rozbawieniem głową – Andres, czemu nigdy nie chciałeś ze
mną zagrać? – ułożyła usta w podkówkę, a ten wybuchł śmiechem.
– Bo chłopaki mnie
ostrzegali. Przede wszystkim ci z cantery. Ale nie obrażaj się, słoneczko. Moja
kolej. – ruszył szklany przedmiot – Messi. Czyżby ostatnio wpadł ci ktoś w oko?
– podśmiechiwał się i rzucał ukradkowe spojrzenia w stronę brunetki, a Argentyńczyka
zamurowało. Zamrugał kilka razy.
– Codziennie widzę
setki pięknych kobiet. – wzruszył ramionami – Kręcę. O, panienka Caballero. No
to skoro wypadło na ciebie, a jesteś tu jedyną kobietą, to może w końcu nam
wszystkim zdradzisz tajemnicę waszego gatunku i powiesz, jak najszybciej
doprowadzić kobietę do orgazmu? – wpatrzył się w nią perfidnie. Wszyscy byli
już pijani i śmiali się.
– Jak widzę masz z tym
problemy. – westchnęła – Cóż… Zawieź ją do centrum handlowego i daj swoją
kartę. Lepiej jej już nie zrobisz. – wyszczerzyła się – Coś jeszcze? Korzystaj
z okazji, że możesz wypytać o różne rzeczy. I tak, rozmiar ma znaczenie –
machnęła lekceważąco ręką.
– Dlaczego wy wszystkie
takie jesteście? – prychnął.
–
Że jakie?
– Wredne.
– Nie wszystkie
jesteśmy wredne. Ta cecha jest zarezerwowana jedynie dla wyjątkowych. Mam
rację, Jordi? – wtuliła się w Hiszpana.
– Oczywiście – cmoknął
ją w policzek i objął ramieniem.
– Same wymagacie od nas
cholernie wiele, a nie potraficie tak po prostu przebaczyć i zapomnieć – zarzucił
Lionel.
– Bo w większości
przypadków kobieta nie jest Jezusem, ani nie ma Alzheimera! Jesteśmy aniołami,
a jak ktoś nam podetnie skrzydła to i tak dalej polecimy, tyle że na miotle.
Wiesz, jak Bóg stworzył mężczyznę, obiecał, że idealnego faceta będzie można
spotkać na każdym rogu. A potem zrobił ziemię okrągłą! – oburzyła się.
– Faceci są lepsi niż
kobiety – dolał oliwy do ognia. Odsunęła się od gospodarza i przybrała postawę
bojową.
– Faceci to takie
małpy, które nie wiadomo jakim cudem spadły z drzewa i próbują dorównać
kobietom!
– Dorównać? Błagam,
przecież my jesteśmy o niebo mądrzejsi! Zwłaszcza od takiej Królowej Wredoty
jaką jesteś ty – zakpił.
– My, kobiety tylko
udajemy, że nie potrafimy zmienić koła w samochodzie czy sprawdzić poziom oleju
w silniku. My po prostu pozwalamy wam poudawać mądrych. Tak jak pytamy się, co
to jest spalony przy każdym meczu w telewizji, a my dobrze wiemy na czym on
polega, tylko pozwalamy wam się odezwać na więcej niż minutę.
– Że co takiego? –
wybałuszył oczy.
– Co? Prawda w oczy
kole? – zaśmiała się złowrogo i podniosła do pionu – Dziękuję, Jordi, ale muszę
już wracać do domu. Rano muszę pomóc Charliemu, a w zasadzie sama przygotować
kolację, którą wydaje dla starych znajomych. – wtuliła się w niego mocno – Przepraszam,
ale wiesz, jaki on jest. Zobaczymy się po Nowym Roku, w porządku?
– Jasne. – pogładził ją
po plecach – A masz zamiar odwiedzić…?
– Nie. On spędza święta
w domu. Nie widujemy się tak często, jak ci się to wydaje. – pacnęła go w ramię
i ucałowała – Pa, chłopaki! – pomachała im, ubrała płaszcz i wyszła. Po wielkim
salonie przeszły pomruki, urywane w połowie zdania. W końcu wszyscy skierowali
swoje spojrzenia na cracka Blaugrany.
– Co? – zdziwił się.
– Jesteś nienormalny.
Nie powinieneś był tego mówić – zabrał głos Xavier.
– Powinieneś ją
przeprosić – dodał Javier.
– Że jak? Żartujecie
sobie ze mnie? – pokręcili głowami i powoli rozeszli się do domów,
pozostawiając La Pulgę z mętlikiem w głowie. Dlaczego jego przyjaciele stanęli
po jej stronie? Gdzie się podziała solidarność drużyny? Co do cholery z męską
solidarnością?!
***
Trzeciego stycznia wybrała się rano na zakupy.
Lodówka świeciła pustkami, bo na trzy dni zostawiła chrzestnego samego. I jak
można się domyślić, mężczyzna niczego nie gotował, ani nie robił zakupów. W
sumie po co, skoro jadł przez czas nieobecności Caballero na mieście?
Westchnęła głośno, rozkładając długą listę. Ubrana w jasny, ciepły zestaw od
Donny Karan wędrowała alejkami i pakowała potrzebne rzeczy do wózka. Mimo
wczesnej godziny kolejki przy kasach były długie. Jednak dojrzała odpowiedni
moment, kiedy to obsadzona została nowa kasa. Z prędkością światła pognała tam
i zaczęła wykładać zawartość koszyka na taśmę. Tuż za nią stanął niewysoki
brunet, burczący coś pod nosem. Odwróciła się w jego stronę.
– O, cóż za spotkanie,
panie Messi – dodała nieco głośniej.
– Dzięki. – skrzywił
się – Przecież nikt by mnie tu nie rozpoznał bez twojej pomocy, nie?
– Do usług – powróciła
do przerwanej czynności, a ten tylko przestępował z nogi na nogę i wzdychał
głośno.
– Ludzie, ile można,
no? – jęknął – Ruszyłabyś się w końcu.
– Zawsze ci się tak
śpieszy? – zapytała słodko, stojąc naprzeciwko kasjerki.
– Tak, zawsze –
burknął.
– W takim razie
współczuję twojej partnerce. – posłała młodej pracownicy marketu szeroki
uśmiech i triumfatorsko zabrała swoje zakupy, zostawiając zszokowanego jej
zuchwałością Argentyńczyka. Kroczyła dumnie przez parking, ale tuż przy jej
aucie, ktoś złapał ją mocno za łokieć. Messi – Czego? – warknęła.
– Odbiło ci? –
zdenerwował się – Żeby mówić o mnie takie rzeczy w miejscu publicznym? Kobieto,
ja jestem najlepszym piłkarzem wszechczasów! – uniósł się.
– Nie wydaje mi się. –
prychnęła – Nie prześcignąłeś Maradony. On zdobywał trofea dla Argentyny –
powiedziała tonem ociekającym wręcz jadem. Wiedziała, co powiedzieć, by
zabolało. W końcu ją puścił. Ale nie odszedł. Wpatrywał się w to, jak pakowała
torby do bagażnika, a potem odjechała swoim pięknym, białym Audi A8 w kierunku…
No właśnie. Gdzie ona mieszkała? Nie miał pojęcia, ale wydawało mu się, że
obrała kierunek na dzielnicę Les Corts…
Podrapał
się po karku i ruszył w kierunku swojego samochodu. Została mu godzina do
treningu. Może ją zobaczy w ośrodku? Nie, to raczej wątpliwe. Zwłaszcza po tym,
co zaszło dzisiaj w sklepie. I na parkingu. Cholera, wkurzyła go na maksa! Taka
drobna kobietka, a tyle złośliwości. Jak to możliwe? Odpowiedź na to pytanie zamyka
się w pięciu słowach. Cara Lívia Evita Caballero Costa.
Po meczu na Anoeta atmosfera w klubie nie była
najlepsza. Wszyscy chodzili jacyś tacy dziwni. Carlesa już nie było w pracy, bo
jakiś czas temu powiedział, że rezygnuje z pełnionej funkcji. Niemniej jednak
nie przeczuwano, że piąty stycznia mógł przybrać taki obrót spraw. Z samego
rana Andoni przyszedł do biura wściekły. Zamknął się w nim i nie wychodził
przez kilka godzin. Kiedy już to zrobił, wyłonił się stamtąd z dwoma pudłami.
Młoda brunetka spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Co ty…
– Zwalniają mnie –
rzucił.
– Co? Tak z dnia na
dzień? – nie wierzyła własnym uszom. I oczom.
– Coś się kroiło już od
jakiegoś czasu. Zawodnicy i sztab są wkurzeni tym ostatnim meczem i całą
napiętą sytuacją. A nasz kochany prezydent jakoś musi ratować swoje imię,
nieprawdaż? – zaśmiał się gorzko – No i ja poszedłem na pierwszy ogień. Ale
obawiam się, że mogę nie być ostatni. – jęknął i klapnął na krzesło –
Posłuchaj, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale… – potarł twarz dłońmi – Luis ma
na pieńku z Messim, przez tą wczorajszą ławkę. I obawiam się, że jeśli nie
dojdą do porozumienia…
– Lucho też poleci… –
zapatrzyła się w okno – Porozmawiam z nim.
– Jeszcze jedno.
Przyjdzie nowy dyrektor, ale ty możesz być spokojna o swoją posadę. Mam
nadzieję, że on pozwoli ci się rozwijać. To była istna przyjemność pracować z
tobą – cmoknął jej skroń i po prostu odszedł. Trudno było jej się z tym
pogodzić. W końcu to przez ostatnie kilkanaście miesięcy przy nim rozwijała
swoje skrzydła. Dał jej wiele rad i uczynił lepszym pracownikiem. Czuła się
dziwnie z faktem, że on został zwolniony, a ona nadal tu pracowała. To wydawało
się być niesprawiedliwe. Pokręciła głową i zatopiła wzrok w monitorze
służbowego komputera, usiłując napisać ważny dokument.
***
Ba-bam! Co Wy na to?
Jeśli ktoś chce, bym Go informowała o nowych rozdziałach, dajcie znać w zakładce INFORMOWANI. ;-)
***
Ba-bam! Co Wy na to?
Jeśli ktoś chce, bym Go informowała o nowych rozdziałach, dajcie znać w zakładce INFORMOWANI. ;-)
Jak na lato!
OdpowiedzUsuńRozdział bomba. Leo mógł ugryźć się w język, ale Cara nie dała sobie w 'kaszę dmuchać' z czego się cieszę. Jednym słowem UWIELBIAM ich.
Czekam na kolejny. Buźka! :*
Oj, Cara to wyjątkowo twarda sztuka ;p
Usuńoj, nie bedzie łatwo z tymi ich charakterami, Ale wiem, ze na bank będzie ciekawie, dlatego czekam na next! <3
OdpowiedzUsuńŁatwo nie będzie - to mogę zdradzić ;)
UsuńNo dobra, nie będę pisać, że znalazłam czas na przeczytanie, bo nie-właśnie rzuciłam pisanie konspektu na polski i też jutro piszę spr z historii...z nie wiem jeszcze czego.. :') Ale czego się nie robi?
OdpowiedzUsuńKiedyś nie będę spóźniona, obiecuję.
Leo i Cara-K O C H A M! Są genialni. Co z tego, że wybuchowi (Co mówi terrorysta kiedy odwozi syna do szkoły? -Wysadzę cię pod szkołą!) (he he..) Przepraszam, tak mi się skojarzyło, a mam już typową głupawkę i zmęczenie organizmu i mi zbyt mocno odbija :'))
Chyba to jakiś dłuższy rozdział? Ale wspaniale się go czytało. Mam ogromną ochotę na więcej! Niedosyt pozostawiasz gigantyczny... (Ja też tak robię?! To jest koszmarne!)
No i co się zadziało na końcu? Jakie zwolnienia! Cara nie da sobie w kaszę dmuchać, prędzej ona kogoś zwolni haha
Dużo dużo weny kochana! I sądząc po moim spóźnieniu już mi zostało mniej czekania do następnego niż gdybym czytała w dzień publikacji-chociaż taki plus!:) Przepraszam, że tak wszystko chaotyczne i niepoukładane, ale naprawdę, czuję oddech zagrożenia z historii na plecach, więc się streszczam i wracam do nauki!:) Jeśli tego nie wyraziłam wyżej-to rodział super!!!!!:)
Buziaki!! xx
Jejciu, baaaardzo mi miło! :D Cieszę się, że się podoba. A co do niedosytu... - teraz wiesz, co czuję ja, jak czytam Twoje opowiadania ;p
Usuń