Trzeci

                Kiedy Josep Maria Bartomeu chce się z tobą spotkać osobiście i to w zaufanej restauracji, a nie w biurze, możesz być pewna, że coś się kroi. I nie zawsze może być to coś miłego – zwłaszcza w momencie, w którym zwalnia ludzi. Prezydent powiedział dziewczynie, że to nieoficjalne spotkanie, na którym jednak bezsprzecznie musiała się pojawić. Tak więc z samego rana wzięła rozluźniającą kąpiel, upięła wyprostowane włosy w wysokiego kucyka, zrobiła makijaż, ubrała sukienkę od Balmain, wsunęła stopy w czarne szpilki, przejechała po ustach czerwoną szminką i była gotowa do wyjścia.
                W lokalu czekał już Bartomeu, a z nim jeszcze jeden człowiek. Dziewczyna przywitała się z nimi i zajęła miejsce. Zamówiła kawę, po czym rozpoczęli rozmowę.
– Cara, jak wiesz, mamy w klubie małą rewolucję. – uśmiechnął się do niej życzliwie – Chcemy stworzyć specjalną komisję, która zajmie się sprawami transferów, przedłużaniem kontraktów i tak dalej. Ariedo Braida – wskazał na mężczyznę, siedzącego obok – będzie dyrektorem sportowym, a w skład komisji wejdą także Jordi Mestre, Javier Bordas i Carles Rexach.
– No dobrze, ale co ja mam z tym wspólnego?
– Otóż, moja droga Caro, ty również dołączysz do zespołu, ale tym razem już nie jako asystentka tylko pełnoprawny pracownik. Masz potencjał, co dało się zauważyć przez ostatni czas, a na tym stanowisku byś się tylko marnowała. Dałaś popis swoich możliwości już przy negocjacjach z Suarezem, kiedy to bez chwili zawahania wsiadłaś w samolot i chcemy, razem z Ariedo, byś działała na rzecz klubu. Nie chcemy cię stracić. – zapewnił – Mam nadzieję, że się zgadzasz?
– Jestem trochę zaskoczona.
– Spokojnie, nie musisz się niczego obawiać. – zabrał głos Włoch – Bardzo bym chciał, żebyś się przede wszystkim dobrze czuła w zespole. Wiem, że świetnie znasz się na tej robocie i branży. W końcu przez lata działałaś w La Masii i znasz też wszystkie szczegóły pracy swojego chrzestnego. Wierzymy w ciebie, panno Caballero.
– W takim razie się zgadzam – posłała im szczery uśmiech.
                Po służbowym spotkaniu szybko udała się do siedziby klubu. Zostawiła w biurze torebkę i spojrzała na zegarek. Dochodziła dwunasta. Powiedziała sekretarce, że wychodzi i udała się w kierunku Ciutat Esportiva. Przedzwoniła do trenera i poprosiła, by przyszedł do szatni chłopaków, zostawiając ich pod opieką swojego zastępcy.
– Co jest? – powitali się buziakiem w policzek.
– Luis, o co chodzi z Messim? O co wam poszło?
– Nie wiem, to on strzela fochy jak jakieś rozpieszczone dziecko. Bo co? Bo posadziłem go raz na ławce? Przecież to jest śmieszne – zdenerwował się.
– Nie powiedziałeś mu nic przykrego?
– Może mi się napomknęło, żeby nie gwiazdorzył – mruknął.
– Dobra. Kiedy kończą trening?
– Za dziesięć minut. Czekasz na Sergiego? – poruszył zabawnie brwiami.
– Nie. – dźgnęła go między żebra – Chcę pogadać z naszą gwiazdeczką.
                Siedziała na chłodnym korytarzu i czekała aż ten cholerny Argentyńczyk raczy wyjść z szatni. Coś strasznie mu się dłużyło. Ale kogo ona chciała oszukać? Przecież te bachory zawsze długo zwlekały z opuszczeniem tego jakże cudownego i pachnącego pomieszczenia. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko liczyć kolejne upływające minuty. Kiedy w końcu drzwi się otworzyły i wyłonił się zza nich słynny La Pulga, podbiegła do niego i złapała mocno za nadgarstek.
– Co chcesz? – zwrócił się do niej ostrym tonem. Przyjrzał jej się uważnie i serce zaczęło mu bić szybciej. Wyglądała jak ósmy cud świata.
– Porozmawiać. – pokazał, by kontynuowała – Co masz do Luisa?
– Co? Nie rozumiem, o co ci chodzi, dziewczyno.
– Dobrze wiem, że jesteście skłóceni. Chodzi o ten ostatni mecz? Bo raz zacząłeś na ławce? – prychnęła.
– Ja nie jestem od tego, żeby grzać ławę.
– No jasne, zapomniałabym, przecież jesteś nie do ruszenia. – zaśmiała się – Ale wiesz co? Powtórzę ci coś: nie ma świętych krów. Każdy jest do ruszenia.
– No właśnie. Lucho jest do ruszenia – uśmiechnął się perfidnie. Podeszła do niego bardzo, ale to bardzo blisko. Ich usta dzieliły milimetry. Patrzyli sobie prosto w oczy.
– Zapamiętaj sobie jedno, gwiazdeczko. Jeśli Luis poleci, to zadbam o to, żebyś miał na ziemi piekło. Rozumiemy się? – niczym lwica starała się obronić ważnego dla siebie Asturyjczyka.
– A kim ty niby jesteś, co? Dziwię się, że nie poleciałaś razem z Zubizarettą. Po co oni cię tu w ogóle trzymają? Przyznaj się, komu obciągnęłaś, że dalej tu pracujesz?
– Jak masz czelność się tak do mnie odzywać? – spoliczkowała go. Złapał się na twarz i tępo na nią zapatrzył. Jeszcze nigdy w życiu nie został tak przez nikogo potraktowany – To dzięki mojej rodzinie jesteś w tym miejscu, w którym jesteś! – zdenerwowała się – Gdyby nie mój chrzestny to raczej nie byłbyś teraz bożyszczem tysięcy Katalończyków i małych chłopców marzących o kopaniu w piłkę. To on siedział i godzinami namawiał zarząd, żeby cię przyjęli do szkółki. Myślał, że wyrośniesz tu na porządnego i dobrego mężczyznę, ale najwidoczniej się pomylił. Jesteś świetnym piłkarzem, ale jak widać jedno w twoim wypadku wyklucza drugie – oczy zaszły jej łzami, lecz siłą starała się powstrzymać wypływ gorzkiej cieczy. Nie chciała pokazywać przed nim swojej słabości.
– Że co? Że twojej rodzinie?
– Nigdy mu za to nie podziękowałeś. Nie podziękowałeś za to, że narażał swoje stanowisko, byle by cię tu tylko sprowadzić i zapewnić odpowiednie leczenie. Nigdy! – miała o to żal do Argentyńczyka, którego uwielbiał jej wujek. Często wspominał o małym chłopcu i jego późniejszym progresie. Mało osób wiedziało, że Carles znalazł się przez to praktycznie na wylocie z klubu.
– Komu miałem niby podziękować? Nie wydaje mi się, żeby jakiś Caballero w czymś mi kiedykolwiek pomógł – był najwyraźniej zbity z tropu.
– Nie Caballero tylko Rexach. Charly Rexach, głupku – pokręciła głową i chciała odejść, ale brunet złapał ją za rękę i z powrotem do siebie przyciągnął.
– To twoja rodzina? – wpatrywał się w tą piękną istotę jak zaczarowany.
– To mój ojciec chrzestny.
– No widzisz, czyli jednak są święte krowy. Ty też jesteś nie do ruszenia dzięki Carlesowi.
                Stali tak i się na siebie patrzyli. Cara bardzo się podobała piłkarzowi, ale nie do końca wiedział, jak z nią postąpić. Zdawał sobie sprawę z tego, że z tą wojowniczą brunetką nic nie będzie łatwe. Odważył się jednak i położył dłoń na jej plecach. Chciał ją objąć, przytulić, ale wtedy z szatni wypadł Roberto. Ten to miał wyczucie czasu. Natychmiast wyrwał dziewczynę z ramion kolegi oraz porwał w swoje. Ucałował ją w kącik ust, po czym przyjrzał jej się dokładnie.
– Boże, dziewczyno, jak ty się tak dalej będziesz ubierać, to ja przez moje sny z tobą w roli głównej w piekle skończę – zachichotał.
– Sergi – skarciła go delikatnie.
– Ale taka prawda. Nigdy nie widziałem gorętszej laski. Najchętniej oświadczyłbym ci się tu i teraz.
– To może zacznijmy jednak od tej randki, co? – zaniosła się śmiechem.
– Zgadzasz się?
– Przyjedź po mnie o dziewiątej. – zerknęła kątem oka na wściekłego z powodu takiego obrotu spraw bruneta –  Mam ochotę na imprezkę. Muszę odreagować – cmoknęła go w policzek i opuściła ośrodek szkoleniowy. W argentyńskim napastniku aż się zagotowało. Że co? Że wolała Roberto od niego? Ale dlaczego go to w ogóle obchodziło? Co się z nim działo? Chyba się nie… Nie, to niemożliwe. A może jednak?

***

                Nazajutrz chłopcy szykowali się do treningu. Jak zawsze było wesoło. Dani i Geri ganiali się w samych bokserkach i robili wszystkim psikusy, a rozanielony Sergi rozmawiał z Bartrą i Rafinhą.
– Mówię wam! Jak ona wyglądała! – aż jęknął – Nie miałem pojęcia, że można być aż tak seksownym. Miała taką króciutką, obcisłą sukienkę do pół uda i wysokie szpilki. A jak tańczyliśmy! Ja myślałem, że tam normalnie nie wytrzymam i zaciągnę ją zaraz w jakiś ciemny zaułek.
– Ty byś się lepiej treningiem zajął, Roberto – pociągnął go z bara przechodzący obok Leo.
– A ty co, zazdrosny?
– Chyba nie tylko tobie Caballero wpadła w oko – zaśmiał się Marc, którego argentyński napastnik momentalnie zgromił wzrokiem.
– Ja się tam nie dziwię. Ona wszystko ma na miejscu. – wtrącił się Alcantara – Ma spory biust i tyłeczek też niczego sobie.
– Zamkniecie się w końcu?! – wydarła się katalońska „dziesiątka”.
– Stary, a tobie co? – podszedł do niego Alves – Niech sobie pogadają, co cię to obchodzi?
– Nie znoszę jak się tak traktuje kobiety.
– Daj spokój, przecież to ich przyjaciółka. Tak tylko gadają, a żaden z tych mośków nie ma u niej i tak szans. – brunet spojrzał na niego wyczekująco – Za wysokie progi. Chrześnica Rexacha nie umawia się z byle kim – mrugnął do niego.
– To ty wiedziałeś o tym? – zdziwił się.
– No, a ty nie? – jego rozmówca pokręcił przecząco głową – Na którymś wyjeździe, jak byłem z Rafinhą w pokoju, to mi o niej sporo opowiedział. Nie ma dziewczyna lekko.
– Czemu niby? Przecież wujek jej załatwił pracę, no nie?
– Nawet jeśli tak było, w co wątpię, to utrzymała się tu tylko dzięki swojej wiedzy i ciężkiej robocie. Ona ma tylko jego, wiesz? Rodzina się jej wyparła, bo dziewczyna kocha piłkę nożną całym sercem i działa na rzecz klubu.
– Boże, a ja głupi jej powiedziałem, że to przez wzgląd na swojego wujka jest nie do ruszenia. Że boją się ją zwolnić, zwłaszcza, kiedy w perspektywie są wybory w lecie.
– Wiesz co? – popatrzył na niego spod byka – Ty jednak jesteś chyba idiotą. Sorry, Lio, ale taka prawda.
– Wiem – wyszeptał. Wiedział, że powinien ją jakoś przeprosić, ale nie miał pojęcia, w jaki sposób. Może jako zadośćuczynienie zabrałby ją ze sobą do Szwajcarii? Kobiety podobno lubią takie klimaty. Nie, to chyba nie był najlepszy pomysł. A jakby go wyśmiała? Nie, nie mógł sobie na to pozwolić. Wymyśli coś innego.

***
Badum-tsss!
Co Wy na to, moje drogie Czytelniczki? Co sądzicie o zachowaniu Leo? Wyrażajcie w komentarzach swoją opinię. ;)

PS Obiecuję, że next będzie szybciej niż rozdział trzeci! :D

Komentarze

  1. Szwajcaria, Cara i Leo tak blisko, Roberto na ścięcie..UGH! Ile tu się podziało!!!!!!❤
    Cudowny rozdział i baardzo przyjemnie mi się czytało (ale powinnam już spać bo o 7:00 zaczynam rozszerzoną maturę z niemieckiego...masakra..trzymaj kciukii, żebym nie zasnęła!haha)
    Znowu będzie nieskładnie ale za to nie mam aż takiego opóźnienia, ha!
    Cara i Leo powoli zdobywaja moje serce już zupełnie (Rose i Marco czują zagrożenie na swojej cieplutkiej posadce) i naprawdę ta wymiana zdań chyba była czymś więcej niż tylko wzajemnymi "wyzwiskami", tam gdzieś tam w środku toczyła się zupełnie inna walka.. Nie mówię, że Leo był głupi, że jej nie pocałował ani nie przytulił, bo to zdecydowanie za wcześnie i dostałby biedak prawdopodobnie drugi policzek (mimo, że na początku Cara by pewnie uległa, bo nie oszukujmy się, też trochę na niego leci i zależy jej na nim, nie tylko przez przeszłość). Pomysł z wyjazdem zawsze dobry, kolacja, czy zwykłe"przepraszam" też by były w porządku..jednak wydaje mi się, że najbardziej by złapało za serce Carę, kiedy Leo podszedłby porozmawiać z jej ojem chrzestnym i mu podziękować, tym by ją kupił, takie mam przeczucie😏 Chłopaki to normalnie jak takie muchy. Widzą dziewcze w krótkiej sukience i już lecą😂 ale przez to tworzy się wspaniała atmosfera!!
    Dużo dużo weny kochana i do następnego!
    Czekam niecierpliwie na 4!❤
    Dobrej nocy/milego dnia (zależy kiedy czytasz ;) )
    Buziaki!! xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało, że nie masz opóźnienia, to jesteś pierwsza! :D
      Kochana, Rose i Marco mogą się czuć bezpiecznie, ale nie powiem dokładnie dlaczego ;-) A Leo... Nie wiem, czy Cie posłucha ;p
      Już wkrótce wprowadzę nowych bohaterów! :D
      Trzymam kciuki, powodzenia, kochana ;*

      Usuń
    2. Dziękuję!! Poszło cudnie, coś czuję, że celuje nawet blisko 100%😊❤ A na nowych bohaterów w takim razie czekam baaardzo niecierpliwie! I nie mam pojęcia co się dalej wydarzy z Leo, więc tylko pozostaje mi czekać!
      Do następnego!❤

      Usuń
  2. Zastanawiam sie Lila czy Ty kiedykolwiek napiszesz złe opowiadanie.
    Leo w takiej wersji jest rzadko spotykany, więc na prawdę dobrze się to czyta, a postać Cary...kocham tą dziewczynę! Emanuje taką pewnością siebie (Leo też), że wręcz czuć ją podczas czytania. Patrząc na ich charaktery może być ciekawie, a pozostałe postacie (kocham Cię za obecność Daniego, Marca i Thiago) dodają "smaczku".
    Czekam na dalszy rozwój wydarzeń, na kolejny rozdział na LCY i kolejny super post na CDLV moja ulubiona blogerko-pisarko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie chwal mnie przed końcem opowiadania, bo mogę coś koncertowo schrzanić! ;D Oczywiście taki żarcik mały, bo uwielbiam, jak mnie chwalicie <3
      Na CDLV wkrótce się coś pojawi, dajcie mi czas do połowy grudnia, kiedy to mam zapieprz na uczelni. ;)

      Usuń
  3. Pomysł ze Szwajcarią jest dobry, ale nie wiem co na to Cara, bo ja chyba bym się jednak nie zgodziła. :D Leo musi się bardziej postarać i zgadzam się z komentującą wyżej, że powieniem porozmawiać z chrzestnym Cary i tym zdobędzie jej serce.
    Czekam na kolejny rozdział kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę zdradzić chyba, że Cara w Szwajcarii się pojawi, ale będę zła i nie powiem za czyją sprawką. :D

      Usuń
  4. uuu czy coś tu w naszym Leo pękło? Swietny rozdział i czekam na kontynuacje ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak teraz w nim pękło, to poczekaj do nexta - trochę się nad nim poznęcam ;p

      Usuń
  5. Zapraszam na prolog mojego nowego opowiadania! :) https://miejsceszczerychusmiechow.blogspot.com/p/prolog.html

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty