Siódmy

                Przez cały tydzień Lionel nie miał kontaktu z dziewczyną, która zawróciła mu w głowie. Trochę go to niepokoiło. Nie pisała, nie dzwoniła, nie pojawiała się na treningach. Któregoś dnia pofatygował się nawet do jej biura, ale tam mu powiedzieli, że Caballero Costa wyjechała. Nikt jednak nie wiedział na jak długo. Ba, nikt mu nawet nie chciał wyjawić, dokąd i w jakim celu.
                Po powrocie z treningu włączył na chwilę komputer, by dodać wpis na facebooku. W oczy rzuciło mu się zdjęcie wychowanka La Masii – Denisa Suareza. Siedział w ogrodzie pałacu Alcazar i obejmował…Carę. Byli uśmiechnięci i szczęśliwi. W poście napisał: „Z najlepszą <3 Tylko Lívia Evita Caballero Costa potrafi mnie wyciągnąć na zwiedzanie. :p Dziękuję Ci za ten tydzień. Jesteś jak zwykle niezastąpiona. ;* Pozdrowienia dla starych przyjaciół z cantery od CaDe <3” Gapił się na ekran i nie wiedział, co myśleć. Cały tydzień spędziła z nim w Sewilli? I to dlatego jej nie było w mieście? Co to wszystko miało, do cholery, znaczyć? Te wszystkie serduszka i w ogóle… Czy coś ich łączyło? Ale przecież chyba by mu powiedziała, prawda? No właśnie – chyba.

***

                Dwudziestego szóstego kwietnia odbył się ostatni trening przed przyjazdem na Camp Nou ekipy Getafe FC. Piłkarze akurat kończyli, kiedy do ośrodka szkoleniowego dotarła chrześnica Raxacha. Ubrana w jeansowe shorty i szarą koszulkę z napisem „come back to bed” natychmiast przyciągnęła ich wzrok. Podchodzili do niej kolejno, by się przywitać – oczywiście z samym trenerem na czele. Tylko Messi nie podszedł. Dlaczego? Miał żal, że się nie odezwała, ani nie raczyła poinformować o swoim wyjeździe. Dziewczyna zauważyła jego ponury nastrój. Stał bowiem w kącie i odbijał piłkę od murka, kiedy pozostali już zeszli do szatni. Podeszła do niego i dała buziaka na powitanie.
– A ty co? Nie przywitasz się nawet? – zagadnęła.
– Skoro ty się nie żegnasz, to ja się nie witam – fuknął.
– O co ci chodzi? – ściągnęła brwi.
– Jak było w Sewilli? Z Denisem? – dodał z pogardą.
– Dobrze – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– To super.
– Wiem. – dziwiło ją jego zachowanie. Nie lubiła, kiedy się tak do niej odzywał, więc postanowiła go nieco sprawdzić – A skoro pytasz o Denisito, to był naprawdę cudowny. – dalej odbijał piłkę – Spacerowaliśmy dużo, dbał o mnie. – nie zaprzestał czynności – No i tak jakoś wyszło, że mi się oświadczył. – przestał odbijać – A ja go oczywiście przyjęłam. – założyła ręce na piersi. Mężczyzna schylił się po piłkę – Nic mi nie powiesz?
– A co? Mam wam życzyć szczęścia?! – był wyraźnie zdenerwowany – Myślałem, że coś między nami jest, ale najwidoczniej byłem głupi!
– Posłuchaj mnie, ty ośle cholerny. – złapała go za brodę i zmusiła, by popatrzył jej w oczy – Nic mnie z nim nie łączy. To tylko przyjaciel. Pojechałam tam w sprawie jego wypożyczenia, okay? A przy okazji odwiedziłam paru znajomych z czasu studiów. Słyszysz? Denis to tylko przyjaciel – przeliterowała.
– Czyli nie wychodzisz za mąż? – wolał się upewnić.
– O ile mi wiadomo, to nie – uśmiechnęła się lekko.
– Jezu, dziewczyno, czy ty mnie zawsze musisz wyprowadzać z równowagi? – westchnął, po czym ją do siebie przyciągnął i mocno przytulił, cmokając przy tym szyję brunetki.
– Taka już jestem. – wzruszyła ramionami – Ale odniosłam dziwne wrażenie, że to ci się podoba – wyszczerzyła się.
– Bo ty cała mi się podobasz. – cmoknął jej usta – Dasz się gdzieś dzisiaj wyciągnąć?
– Proponujesz randkę? – uniosła jedną brew w górę.
– Tak.
– W porządku. Bądź po mnie o dwudziestej – uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku biur.
                Wieczorem siedziała jak na szpilkach i niecierpliwie czekała na jego przybycie. Za pięć, za cztery, za trzy, za dwie, za jedną…Dwudziesta. Dzwonek do drzwi. Podeszła do lustra, poprawiła czarną mini od Narcioso Rodrigueza i otworzyła. Powitał ją szczery uśmiech Argentyńczyka i szybki buziak w policzek. Zamknęła mieszkanie i pojechali do restauracji. Po kolacji postanowili się przejść po plaży. Był piękny zachód słońca, więc przysiedli na jednym z wielkich kamieni. Brunet niepewnie ją objął ramieniem. Wpatrywali się w spokojne morze.
– Zależy mi na tobie – wyszeptał.
– Lio… – westchnęła i się od niego odsunęła – Ta cała nasza znajomość jest specyficzna i taka dziwna…
– Wiem, że zaczęliśmy nieodpowiednio, ale to nie zmienia faktu, że cię kocham – powiedział w końcu, co mu leżało na sercu. Carze oczy zaszły łzami. Od dawna ten niewysoki brunet nie był jej obojętny. Wręcz przeciwnie. Ale taka już była – bała się zaangażować. Tak naprawdę nigdy nie zaznała miłości od kogoś innego niż wujek Charly. Czuła się niekochana w rodzinie. Bała się, że ona też nie będzie w stanie dać miłości i ciepła swoim przyszłym dzieciom. Nie wiedziała, czy da radę stworzyć coś poważnego. Ona nie dorastała w takim otoczeniu. I tego właśnie obawiała się najbardziej.
– Ja… Ja już pójdę.
– Poczekaj – chciał ją złapać za nadgarstek, ale mu się wyrwała.
– Przepraszam. Muszę być teraz sama. Cześć – i tak po prostu go tam zostawiła. Na pięknej plaży wśród akompaniamentu szumiącego Morza Śródziemnego.

***

                Poniedziałek z pewnością nie był jego dniem. Siedział na kanapie i rozmyślał nad wczorajszymi wydarzeniami. Wyznał jej, co czuł, a ona nic mu nie odpowiedziała, tylko uciekła. Czy to znaczyło, że nie był dla niej nikim ważnym? Nie kochała go? Czyżby przez cały ten czas od imprezy u Alvesa się łudził? Łudził się, że coś mogło z tego wyjść? Że to miało być coś poważnego? Związek na całe życie? Cóż, najwidoczniej Caballero Costa miała nieco inne spojrzenie na ich sytuację. Nie, do cholery! Tak być nie mogło! Walnął pięścią w stół, zgarnął kluczyki od klubowego Audi i pojechał pod siedzibę klubu. Wparował do jej biura i stał tam przez chwilę w bezruchu. Po prostu na nią patrzył. Kiedy go zauważyła, zrobiła wielkie oczy.
– Musimy porozmawiać – powiedział poważnie.
– Maite, – wcisnęła intercom – nikogo nie wpuszczaj, nikogo nie łącz, sama też nie wchodź. Mam tu bardzo ważną sprawę. – rzuciła sucho na zaciśniętym gardle – Posłuchaj, Lio… – zaczęła, ale jej przerwał.
– Nie, to ty posłuchaj. Nie wiem, co do mnie czujesz i cholernie mnie to męczy, ale przynajmniej chcę, żebyś wiedziała, co ja o tym wszystkim sądzę, okay? – pokiwała głową – Cholera, nigdy tego nie robiłem, ale… – pogrzebał w telefonie i włączył piosenkę. Przyciszył ją tak, żeby było słychać jedynie rytm. Po chwili sam zaczął śpiewać:
Amarte como te amo es complicado
Pensar como te pienso es un pecado
Mirar como te miro esta prohibido
Tocarte como quiero es un delito
Ya no sé qué hacer para que estés bien
si apagara el sol para encender tu amanecer
Falar en portugués .
Aprender a hablar francés
O bajar la luna hasta tus pies

Yo solo quiero darte un beso
Y regalarte mis mañanas
Cantar para calmar tus miedos
Quiero que no te falte nada
Yo solo quiero darte un beso
Llenarte con mi amor el alma
Llevarte a conocer el cielo
Quiero que no te falta nada

Podszedł do niej, chwycił za ręce i pomógł wstać. Odgarnął z jej twarzy włosy i kontynuował, nadal patrząc jej prosto w oczy:
Si el mundo fuera mio te lo daría
Hasta mi religión la cambiaria
Por ti hay tantas cosas que yo haría
Pero tu no me das ni las noticias
Ohhh
Y ya no se que hacer para que estes bien
Si apagara el sol para encender tu amanecer
Falar en portugués .
Aprender a hablar francés
O bajar la luna hasta tus pies

Yo solo quiero darte un beso
Y regalarte mis mañanas
Cantar para calmar tus miedos
Quiero que no te falte nada

Yo solo quiero darte un beso
Llenarte con mi amor el alma
Solo quiero darte un beso
Quiero que no te falte nada
Solo quiero darte un beso
Llevarte a conocer el cielo
Solo quiero darte un beso
Quiero que no te falta nada

Pochylił się i lekko musnął jej usta.
– Quiero que no te falte nada – wyszeptał, przejechał kciukiem po jej wardze i wyszedł.

***

                Jest wtorek dwudziestego ósmego kwietnia. Wybija godzina dwudziesta. Fernández Borbalán daje znak i w Barcelonie rozpoczyna się mecz trzydziestej czwartej kolejki La Liga. Kibice dopingują, sztab zajmuje miejsca. Wśród pracowników jest też Cara, która woli siedzieć razem z rezerwowymi niż z prezydentem Bartomeu na specjalnej trybunie. Ubrana w klubową koszulkę bacznie przygląda się sytuacji na boisku. W tym momencie jej mózg jest w stanie uśpienia. Nie myśli, a jedynie skupia się na piłce i piłkarzach. Nic poza tym.
                Ósma minuta spotkania. Suarez otrzymuje piłkę, ale jest faulowany w polu karnym. Arbiter nie ma wątpliwości – karny dla gospodarzy. Goście próbują go ubłagać, ale nie ma takiej opcji. W międzyczasie Messi zabiera już piłkę. Ustawia ją na jedenastym metrze. Rozgląda się. Jego mina zdradza, że stara się skupić na zadaniu. Stoi oko w oko z Guaitą. Czy uda mu się go pokonać? Wszak tajemnicą nie jest, że już kilka karnych crack w tym sezonie zmarnował. Ale teraz jest teraz. To co było, to już historia. Skupmy się na teraźniejszości. Lekki rozbieg i… Trybuny szaleją, a w RAC1 już krzyczą: „Panenka!!!”. Barca un, Getafe zero. Nadchodzi dwudziesta piąta minuta. Doping na trybunach się wzmaga. Messi z prawej strony podaje do Suareza, a ten strzela bramkę z pierwszego kontaktu. Gooool! Gol, gol, gol, gol, gol, gol! Gol de Luisito! Gooool! Gol, gol, gol, gol, gooool de Luisito, ito, ito, ito, ito, ito Suarez! Enrique bije brawo i szczęśliwy wraca na ławkę. Minuta dwudziesta siódma. Messi ma przy nodze piłkę. Rozegranie, przerzut na lewą flankę. Getafe przejmuje piłkę po krótkiej wymianie podań między Neymarem a El Pistolero. Jednak nie na długo. Suarez szybko ją odzyskuje i podaje do Juninho, który bezbłędnie pakuje ją do siatki. Najlepsze tridente świata się przytula. Każdy z nich ma już dziś na koncie gola. Barca tres, Getafe zero. Rozpoczyna się minuta trzydziesta. Xavi wymuskuje piłkę spod nóg przeciwnika i oddaje partnerom. Rafinha pędzi z nią do przodu. Obrona Getafe mu przeszkadza, ale szczęśliwie piłka wpada pod nogi jednego z bordowo–granatowych. Kogo? Xaviego. Xavi – Neymar – Xavi. Guaita musi pofatygować się do bramki, w której leży krągły przedmiot wykonany ze skóry. Gol, gol, gol, gol, gol, gol, gol, gol, gol! Festival del futbol al Camp Nou – jak powiedzą komentatorzy słynnej rozgłośni. Perfekcyjny strzał z dystansu na dalszy słupek. Barca quatre, Getafe zero. Całe trybuny cieszą się z gola kapitana. Człowiek–legenda. Minuta trzydziesta dziewiąta dobiega końca, początek czterdziestej. Alves zagrywa do Messiego. Ten z kolei do Neymara, który szybko mu ją oddaje. Mesii do Xaviego, który piętką odgrywa do będącego na lewym skrzydle Suareza. Goooooooooool! Gol, gol, gol, gol, gol, gol, gol, gol! Kolejny strzał z dystansu. Bramkarz znowu bez szans. Barca cinc, Getafe zero.
Nadchodzi czas drugiej połowy spotkania w stolicy Katalonii. Trwa minuta czterdziesta siódma. Getafe zaczyna od wyrzutu z autu. Piłkę przejmują gospodarze. Podanie do przodu. Neymar je przepuszcza i pozwala przyjąć stojącemu za nim partnerowi. Ostatecznie Xavi nie dobiega, a Luis wykonuje przerzut na prawą stronę. Piłka jest w posiadaniu barcelońskiej „dziesiątki”. Przyjmuje ją na klatę, a potem znajduje się już u jego stóp. Sytuacja w polu karnym się zagęszcza, obrońcy podbiegają i próbują zatrzymać strzał Argentyńczyka. Nic z tego. Messi gol! Natychmiast podbiegają do niego koledzy z drużyny. Na ławce rezerwowych również jest wesoło. Nawet Caballero się uśmiecha i klaszcze w dłonie, zdzierając gardło razem z całym stadionem, który wykrzykuje nazwisko zdobywcy gola. A co on robi? Po grupowym uścisku truchta w stronę ławki. Trener jest zdziwiony jego zachowaniem i nawet coś do niego mówi, ale piłkarz go nie słucha. Podbiega do ślicznej brunetki, porywa ją w ramiona i całuje namiętnie. Oniemiała dziewczyna stoi w miejscu. La Pulga, wracając na murawę, odwraca się jeszcze w jej stronę i układa z palców serduszko. Cara doskonale wie, co to znaczy. Tak samo jak wszyscy obecni dokoła. Barca sis, Getafe zero. Takim właśnie wynikiem kończy się spotkanie z klubem z przedmieść Madrytu.

***

– Wariat z ciebie – zaśmiała się brunetka, wchodząc do mieszkania.
– Ale twój – wtórował jej piłkarz. Złapał ją w pasie i mocno do siebie przyciągnął. Dziewczyna objęła go za szyję. La Pulga złączył ich usta w głębokim i pełnym namiętności pocałunku. Ich ubrania niczym za dotknięciem magicznej różdżki, zaczęły w ekspresowym tempie znikać. Kroczyli niemrawo do sypialni, gdzie dali się ponieść łączącemu ich uczuciu.

***
Dziś pozwolę sobie na trochę prywaty.
Ostatnio pisałam o pewnym projekcie, nad którym pracuję. Męczyłyście mnie pytaniami, więc na InstaStory uchyliłam rąbka tajemnicy – zresztą same się też domyślałyście. Trafiłyście w punkt – pracuję nad książką. A w zasadzie nad dwoma. Jednym z projektów jest – chyba najbliższy mi – romans, a druga to coś zupełnie, zupełnie innego, wymagającego ode mnie znacznie większego zaangażowania i researchu. Odpowiadając na pytania – nie współpracuję z żadnym wydawnictwem, ani nie piszę na czyjeś zlecenie. Dlatego też nie ujawniam na razie więcej szczegółów. Nie wiem, kiedy książka pojawi się na rynku wydawniczym, ani czy w ogóle. Dlaczego? Bo najpierw muszę uporać się z procesem twórczym, by mieć pewność, że w ogóle książki zostaną dokończone. Cała reszta później. Mogę jednak obiecać, że o wszystkim najpierw dowiedzą się moi czytelnicy. ;)
Oczywiście, jeśli macie jakieś pytania, to śmiało – postaram się odpowiedzieć. Tak samo, jeśli macie jakieś pomysły, co do romansu, nad którym pracuję – z chęcią poczytam i może coś mnie natchnie. :D

Jednocześnie – odkryłam na nowo Wattpada, więc jeśli macie do polecenia coś godnego przeczytania na tej platformie, to możecie podsyłać mi linki. J

Komentarze

  1. Takie wyznanie ze strony Leo :O nie spodziewałam się tego, a bynajmniej nie na tym etapie ich znajomości. :D
    Opis meczu, rewelacyjny! Najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam, jesteś mistrzynią.
    Życzę Ci dużo weny na opowiadanie oraz na książki.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. ubóstwiam! <3 Leo odważnie, ale to super, ze nie owija w bawełnę, życzę im jak najlepiej!
    Kochana powodzenia z książkami, jeśli kiedyś się ukażą, to na bank się w nie zaopatrze! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kiedyś się ukażą, to oczywiście Cię o tym poinformuję ;*

      Usuń
  3. Te opo jest takie wciągające <3 mam nadzieję że Cara będzie szczęśliwa z Leosiem ^^ a ta jeho zazdrość.. Śmiałam się do łez ;-) czekam na więcej i życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Leo, Leo, zazdrością coraz bardziej zdobywasz Carę :p To jak szybko rozwija sie ich znajomość jest intrygujące, ale znając Ciebie stanie się coś co zwolni wydarzenia albo zmieni ich bieg :p Tak czy inaczej czekam na następne rozdziały :* A! Właśnie! Wiadomość, że piszesz książkę tak mnie ucieszyła, że aż zakrztusiłam się herbatą haha :D Mam nadzieję, że uda Ci się ją wydać i pokazać swój przeogromny talent większej ilości ludzi :* Możesz być pewna, że w dniu kiedy pojawi się na półkach polece ją kupić <3 Dużo weny życzę kochana!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczynałam ten rozdział z 6 razy? Nie to, że tak nudny tylko zawsze było"coś".. a jak już w autobusie ze szkoły do domu udało mi się złapać miejsce i wejść do ciebie na bloga to jeszcze musiały wejść kanary a mi wpadł miesięczny gdzieś w czeluści torby..
    Ale jestem. I dalej nic nie rozumiem. Cara jest skomplikowana i naprawdę podziwiam Leo że to wytrzymuje, ew jest na tyle zakochany, że nie widzi jak go zwodzi, chyba tk drugie. Śmiałam się jak głupia, kiedy wszedł do jej biura, zaczął śpiewać i wyszedł.. NO XDDD, Leo! Miałeś z nią poważnie porozmawiać a nie bawić się w The Voice of Fußball no:)) najpierw zły, potem jej śpiewa a potem całuje i wszystko jest ok.. Co tu się dzieje? Dawaj mie tu następny bo chcę jeszcze😁

    Boże, tak się cieszę, że zdecydowałaś się zacząć pisać książkę. Sama bardzo chciałam ale stwierdziłam, że nie piszę na tyle ciekawie, żeby to wydać i jeszcze żeby ktokolwiek to kupił.. Wierzę, że ci się uda, musi się udać, daj mi koniecznie znać jak już będzie gotowa, dobra? Jest gdzieś dostępny twój ig, żeby zaobserwować? Trzynam mocno kciuki i dużo dużo weny!
    Do następnego kochana!
    Buziaki!💕

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaczynam się dokopywać do nienadrobionych opowiadań i jestem! I co? Zamiast uczyć się do ostatniego egzaminu, ja czytam xd
    Opowiadanie mi się naprawdę podoba i w momencie, gdy pojawiał się sam Sergio, ja myślałam sobie "A gdzie mój Leoś?!", a teraz zadaję sobie pytanie - W takim razie, co z Ramosem?
    Czekam na kolejny rozdział!
    PS. może uda mi się coś, gdzieś napisać... Ale nie wiem czy wracać na wattpada czy bloggera :( Dylemat życia!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty