Dziewiąty

                Osiemnastego lipca o piątej nad ranem wylądowała na El Prat. Szybko wsiadła w samochód zaparkowany tuż przy lotnisku i pojechała domu. Wzięła długą, odprężającą kąpiel, po czym zdecydowała się na szereg zabiegów kosmetycznych mających na celu uniewidocznienie faktu zmęczenia oraz nieprzespanej nocy. Wykonała staranny makijaż i udała się do sporych rozmiarów garderoby. Wybrała zestaw od Splendid, splotła włosy i spojrzała na zegarek. Cholera, już dziewiąta. Westchnęła głęboko i w myślach przeklinała swojego chłopaka, że nie przyjechał tu z nią. Wiedział, jak ważne dla niej były te wybory, ale poleciał do Gabonu. No nic. Zeszła do kuchni, gdzie już czekał na nią Charly z kubkiem kawy w dłoni. Uśmiechnięci wypili ją, rozmawiając na przeróżne tematy. Równo za pięć dziesiąta brunetka usiadła za kierownicą i zawiozła ich pod kompleks sportowy, gdzie znajdowało się już mnóstwo namiotów, atrakcji, a także ludzi.
                Wzięła głęboki wdech i wysiadła z białego cacka. Kroczyła niepewnie na szpilkach, ale to tylko dlatego, że była zdenerwowana. Niebotyczne wysokości obcasów w żadnym wypadku nie sprawiały jej najmniejszego nawet problemu. Była do tego od wielu lat przyzwyczajona. Po prostu po raz pierwszy tak świadomie przeżywała wybory. I miała nienajlepsze przeczucia. Skarciła się w myśli za wierzenie pismakom i niewiarygodnym sondażom. Z przepustką zawieszoną na szyi już kwadrans później wrzuciła kartkę z oddanym głosem do skrzynki. Niestety jej nastrój się nie poprawił, a miała taką nadzieję, że wszystko jej przejdzie tuż po głosowaniu. Cóż, nadzieja matką głupich, nieprawdaż? Rexach poszedł szukać znajomych, więc i ona postanowiła się przejść. Mieli zamiar zostać tutaj do późna. Aż do samego ogłoszenia wstępnych wyników – przynajmniej. Nogi zaniosły ją do jednego z kandydatów. Mężczyzna w jasnej koszuli i niebieskawej marynarce uśmiechnął się na widok brunetki. Podszedł do niej oraz serdecznie uścisnął.
– Lívia, nie masz pojęcia, jak się cieszę, że jednak jesteś – zaprowadził ją na kanapę i poprosił o dwie kawy dla nich.
– Joan, przecież obiecałam. Wiesz, że za nic w świecie nie opuściłabym wyborów.
– No niby tak, ale Leo też mówił, że będzie, a jak widać… – rozłożył ręce, a ona się zawstydziła – Ej, Liv, nie mam przecież żadnych pretensji.
– Wiem, Joan, wiem. – uśmiechnęła się lekko – Boże, ile ja bym dała, żeby dzisiaj pić z tobą szampana, oblewając zwycięstwo.
– Mnie taka opcja też się podoba. Ale musimy trochę poczekać. – upił łyk gorącego napoju – Wiesz, chciałem ci bardzo podziękować za to, że mnie poparłaś. To wiele dla mnie znaczy.
– Joan… Przecież wiesz, że jesteś dla mnie przyjacielem rodziny. A co najważniejsze bardzo podoba mi się twoja wizja cantery.
– No tak. Panienka z La Masii powróciła. – zaśmiał się – Cieszę się, że nadal nosisz w sercu nasze wartości i starasz się ich przestrzegać. Od Blaugrany nie da się uciec, co?
– Nie da się. – pokiwała głową – To jest sposób na życie.
– Ale Mourinho się udało – przyjrzał się dziewczynie uważnie.
– Tak sądzisz? – zachichotała.
– A nie? – zdziwił się.
– Nadal ogląda każdy mecz Barcelony. I nie, nie ze względu na obserwację potencjalnego rywala w Champions League. Pamiętasz, co powiedział w dziewięćdziesiątym siódmym?
– „Hoy, mañana y siempre con el Barca en el corazón” – przypomniał sobie.
– A musisz mi wierzyć, że Jose jest słownym człowiekiem. Te wszystkie przytyki pod adresem klubu czy graczy to po prostu taka zasłona. On naprawdę wierzył, że zaproponujecie mu posadę trenera pierwszego zespołu. Ale wybraliście Pepa. Coś go ukłuło. Ale po pewnym czasie mu przeszło. Tylko, że nie chciał pokazywać swojej słabości i wolał grać takiego ekscentryka i aroganta. Ale, Joan, Mou to naprawdę świetny facet. I nadal nosi w sercu nasz klub. Nosi i nigdy nie przestanie. – uśmiechnęła się lekko – Gdybyś wiedział, z jakim uśmiechem na ustach i rozmarzeniem widocznym w oczach wspomina swój czas tutaj spędzony… Wiesz, on by tutaj kiedyś z chęcią wrócił. Pamiętam, że któregoś roku, jak jeszcze byli tu całą trójką, to im powiedziałam, że każdy z nich będzie trenerem Dumy Katalonii. No i po części się to już spełniło. Został tylko on. I on nadal ma nadzieję na to, że moje słowa okażą się jednak prorocze – westchnęła, a prawnik pokiwał z uznaniem głową.
                Kiedy poznali pierwsze wyniki, kipiała ze złości. Co ci socios narobili, do cholery?! Jak to w ogóle możliwe? Przecież w styczniu spaliliby go najchętniej na stosie! A teraz? Tryplet przysłonił im oczy! Boże, przecież to… Usiadła zrozpaczona na krzesełku i schowała twarz w dłoniach. Bała się. Cholernie się bała o szkółkę. Przecież jak tak dalej pójdzie…
– Cara? – usłyszała znajomy głos – Możemy porozmawiać? – położył niepewnie dłoń na jej ramieniu. Podniosła na niego wzrok i syknęła:
– Czego chcesz? Już mnie zwalniasz? Może jednak poczekasz do zaprzysiężenia?
– Cara… – jęknął i usiadł obok niej – Widzę, że jesteś zawiedziona wynikami. Popierałaś Laportę i nie mam ci tego za złe. I nie, nie mam zamiaru cię zwalniać. Chyba, że sama chcesz odejść. Mam jednak nadzieję, że przystaniesz na moją propozycję.
– Jaką propozycję? – poparzyła na niego zaciekawiona i nieufna jednocześnie.
– Ta nasza rozmowa, wtedy w twoim biurze… Dała mi do myślenia. Miałaś rację. Nawaliłem w sprawie z La Masią. Nie chcę, żeby to tak dalej było. Coś się musi zmienić. Tylko, że jest jeden problem.
– Jaki?
– Trudno, a nawet bardzo trudno jest znaleźć zaufaną osobę do tej roboty. To musi być ktoś znający nie tylko klub, ale przede wszystkim szkółkę. Dobrze wiesz, że tam wszystko rządzi się nieco innymi zasadami i jest o wiele trudniejsze. To nie jest pierwsza drużyna. Tu nawet o rezerwy nie chodzi. Najważniejsze są najmłodsze drużyny i etapy wpajania im wartości, o których często się teraz zapomina. Dbanie o prawidłowe kształtowanie młodych zawodników wcale nie jest takie łatwe, Cara – spojrzał na nią z ukosa.
– Wiem. Świetnie to pamiętam. Nawet ze swojego przykładu. W szkółce spędziłam mnóstwo czasu, a kurs na culé też przecież przeszłam, tyle, że w domu Charly’ego, a nie w murach Masii – uśmiechnęła się na wspomnienie błogich czasów spędzanych na dzielnicy Les Corts jeszcze kilka lat temu.
– No właśnie, Cara. Ty to wszystko świetnie znasz. I to jest ogromny plus dla ciebie. Wiem, że Charly cię wszystkiego uczył. Potem wzięli cię pod skrzydła też inni. I jesteś świetna w tym, co aktualnie robisz. Świetnie negocjujesz, stawiasz na swoim, masz strategiczny umysł. Już wiem, dlaczego Blatter chciał cię u siebie. Ale ja widziałbym cię w nieco innym miejscu w nowym zarządzie – podrapał się niezręcznie po karku.
– Chcesz mnie przenieść?
– Tylko jeśli się zgodzisz.
– O co chodzi?
– Zajęłabyś się canterą. – badał jej reakcję – Stworzyłabyś sobie zespół, dalibyśmy wam pieniądze. Miałabyś wolną rękę. Mam do ciebie ogromne zaufanie.
– A to ciekawe. Przecież poniekąd wystąpiłam przeciwko tobie.
– Tak, ale kochasz tę drużynę całym sercem. A cantera jest ci szczególnie bliska. I wiem, że za nic w świecie nie naraziłabyś jej na szwank czy jakiekolwiek, nawet najmniejsze zło. Po prostu za bardzo ci zależy. To jak? Dołączysz do mojego zespołu?
– Ja… Nie wiem. Przepraszam, Josep – wstała i wybiegła z pomieszczenia. Chodziła po obiekcie i nie wiedziała, jak postąpić. Nagle ni stąd, nie zowąd znalazł się przy niej Joan. Opierali się o barierkę i wpatrywali w piękne widoki. Górujące nad wszystkim Tibidabo nadal było widoczne.
– Czemu uciekłaś? – spojrzał na nią – Wiem, co ci powiedział.
– Joan, co ja powinnam zrobić?
– Zrób, co uważasz za słuszne.
– Ale…
– Oboje wiemy, że szkółka jest dla ciebie bardzo ważna. I klub też. A najlepsze co możesz w tej sytuacji zrobić, to podjąć z nimi współpracę i zadbać o to, żeby cantera odżyła. Żeby nasze wartości znowu znał cały świat. I żeby La Masia ponownie była najlepszą szkółką piłkarską na tym globie. Żebyśmy nie musieli wydawać krocia na transfery. – złapał ją za dłoń – Liv, zgódź się. Spraw, żebyśmy znowu byli przede wszystkim klubem z wartościami i tradycjami.
– Ale, Joan… – zacięła się – Ja nie wiem, czy temu podołam – wyszeptała.
– Dasz radę. Jak nie ty, to kto? – zaśmiał się i mocno ją do siebie przytulił.

***

                Życie składa się z samych trudnych decyzji. Jednak te najtrudniejsze nie dotyczą zazwyczaj kwestii związanych z życiem zawodowym, a prywatnym. Kiedy związek powoli nabiera tempa, trzeba dbać o to, by poruszał się do przodu, a nie w tył. I dlatego właśnie po wielu godzinach rozmów Cara i Lionel postanowili zamieszkać razem w jego rezydencji. Dla dziewczyny był to wielki przełom. Nigdy jeszcze nie była w poważnym związku, a na taki on właśnie wyglądał. Starała się, by nie zawieść Argentyńczyka i samej siebie. Miała nadzieję, że coś z tego wyjdzie – mimo jej początkowego oporu.
                Niemniej jednak życie z kimś jest – przynajmniej na początku – trudniejsze niż w pojedynkę. Trzeba uczyć się wszystkiego od początku. Bo nie chodzi już wtedy tylko o ciebie, ale o was. No właśnie. WAS. Jedno słówko, a zmienia tak wiele. Najważniejszą sztuką jest nauczyć się iść na kompromis, co w przypadku zawziętych i temperamentnych osób z reguły łatwe nie jest. Ale próbować trzeba.
                Caballero uczyła się funkcjonować w tym zupełnie nowym dla niej świecie. Powoli przyzwyczajała się do tego, że już nie była sama. Cały czas miała przy sobie mężczyznę, któremu na niej zależało. Lionel własnoręcznie przeniósł wszystkie rzeczy swojej dziewczyny, chcąc w ten sposób dopilnować, iż wszystko będzie jak należy. Nie chciał ryzykować. Ona w tak krótkim czasie przysłoniła mu resztę globu. Zdawała się być dla niego wszystkim. Wiązał z nią poważniejsze plany na życie. Całkowicie zawróciła mu w głowie, a on nie chciał, by to się kiedykolwiek skończyło.
– Cara? Kochanie, gdzie jesteś? – zawołał, wchodząc do domu i rozglądając się po pokojach na parterze.
– W sypialni! – odkrzyknęła – Hej. – cmoknęła go delikatnie, kiedy usiadł na sporych rozmiarów wygodnym łóżku – Jak było na treningu? – odwróciła się i powróciła do poprzedniej czynności. Krzątała się i najwyraźniej czegoś szukała, bo przekopywała szufladki.
– W porządku. Ej, daj spokój tym meblom i chodź tu do mnie – złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie.
– Ale ja muszę… – wyrywała mu się, ale na darmo.
– Musisz to ty się należycie przywitać ze swoim chłopakiem. – zaczął ją namiętnie całować. Wplotła palce w jego krótkie włosy – I pójść z nim na pewną imprezkę – podrapał się niezręcznie po głowie.
– Jaką? – spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem – Coście znowu wymyślili? – jęknęła.
– Oj, no. Pinto robi imprezkę, bo się stęsknił za chłopakami z drużyny i tak sobie pomyślałem, że fajnie by było, gdybyś tam ze mną poszła. W końcu jesteśmy już ze sobą trochę, mieszkamy razem, więc raczej nie jest to przelotna znajomość i moglibyśmy zacząć się oficjalnie razem pokazywać.
– Co rozumiesz przez oficjalne pokazywanie się razem? – zmarszczyła brwi. Bała się, że piłkarz będzie oczekiwał od niej czegoś, na co ona nie będzie w stanie się zdobyć.
– No… Na przykład jak będzie jakaś gala czy oficjalna impreza, to miło byłoby pójść tam z moją piękną, cudowną, kochaną dziewczyną – uśmiechnął się uroczo.
– A masz jakąś taką? – zrobiła śmieszną minkę – Bo ja myślałam, że masz tylko taką jedną Królową Wredoty.
– A no mam taką. Ale ja bardzo, ale to bardzo uwielbiam tą Królową.
– Tak? – odchyliła się lekko, kiedy próbował ją pocałować.
– Mhm. Jest świetna. – opadł na posłanie – To jak? Idziemy do Jose?
– A kiedy? – wstała i znowu grzebała w szufladzie, z której po chwili wyciągnęła białą teczkę – Mam! – krzyknęła uradowana – To kiedy?
– Co ty tam masz, że się tak cieszysz? – śmiał się z dziewczyny.
– Ważne dokumenty, które muszę w poniedziałek zabrać ze sobą do cantery. – odparła i pokręciła głową – Ale nie odwracaj mojej uwagi. Kiedy ta impreza, bo coś mi się wydaje, że…
– Za dwie godziny – powiedział szybko i zasłonił oczy dłońmi, jak małe dziecko, kiedy się czegoś boi.
– Zwariowałeś?! – wydarła się na całe gardło – I ja mam się w dwie godziny wyszykować?
– Właściwie to masz niewiele ponad godzinę, bo do nich się kawałek jedzie, a obiecałem mu, że będziemy przed czasem.
– Nie, no, mieszkam z idiotą. – załamała ręce w geście rezygnacji – Nie mogłeś dać mi znać wcześniej? Nie wiem, nawet zaraz po wyjściu z treningu? Zawsze to coś.
– Oj, kochanie, ale przecież ty się szybciutko wyrobisz. – przytulił ją mocno – Jak dla mnie to możesz iść tak ubrana. Ślicznie wyglądasz – ucałował jej ucho.
– Nie, ty chyba całkowicie postradałeś zmysły. Lio, ja jestem przecież w starym, przydużym dresie!
– No właśnie. Przydużym dlatego, że za mało jesz, kotku. – pogładził ją po włosach – Coś jest nie tak, że się obraziłaś na jedzenie?
– Nie, wszystko w porządku – automatycznie zaprzeczyła.
– Ja się po prostu o ciebie martwię. Możesz mi zawsze wszystko powiedzieć. Wiesz o tym, prawda?
– Wiem. – westchnęła. Napotkała jego zatroskane spojrzenie – Po prostu nadal próbuję się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Nowe stanowisko, więcej pracy, o wiele odpowiedzialniejszej pracy. Teraz to ja jestem tą nadzorującą. To wcale nie jest takie łatwe. Jeszcze ta przeprowadzka. To wszystko jest dla mnie nowe. A na dodatek spięłam się z wujkiem – usiadła na kolanach Argentyńczyka.
– Co się stało? Przecież wy się w ogóle nie kłócicie? – był wyraźnie zdziwiony. Odkąd znał Carę, ta nigdy nawet nie posprzeczała się z Rexachem. Zresztą, od chłopaków dowiedział się, że od zawsze ona i Hiszpan byli bardzo zgodni. Mieli podobne – o ile nie takie same – poglądy i spojrzenie nie tylko na świat, ale także na interesy i piłkę nożną. Tym bardziej zaskoczyła go informacja o rzekomej kłótni. To musiało być najwyraźniej coś bardzo poważnego.
– Bo… – zaczęła wyłamywać palce, ale brunet jej to uniemożliwił, łapiąc jej dłonie w swoje – Charly zwrócił mi uwagę, że zbyt dużo pracuję. Niby rozumie, że to nowa posada i chcę się w pełni poświęcić szkółce, którą kocham całym sercem, której zawdzięczam to, kim jestem. W końcu to właśnie w canterze spędziłam najważniejsze lata mojego życia, tam się uczyłam wszystkiego, co najważniejsze, poznawałam ludzi, zawierałam przyjaźnie. Ale Charly uważa, że znacznie przesadzam. Że powinnam się skupić też na innych rzeczach, sprawach. Praca nie jest najważniejsza. On się po prostu boi, że popadnę w pracoholizm. Sam świetnie wie, jak to się zaczyna. Wiele czasu i nerwów kosztowało go przywrócenie ładu własnemu życiu.
– Był pracoholikiem?
– Znaczy… Może nie nazwałabym tak tego, ale na pewno nie było takiego dnia, w którym nie myślałby o pracy, nie wspomniał o czymś do załatwienia. Ale tak to już jest, jak robi się coś, co się kocha. Przecież ty też każdego dnia myślisz o piłce, prawda? – pokiwał twierdząco głową – No, a ja myślę o canterze. To chyba nie jest złe?
– Chyba nie… Ale w jednym się z twoim wujkiem zgadzam. Zbyt dużo czasu spędzasz w pracy, a potem nawet w domu jeszcze siedzisz z nosem w papierach. Mogłabyś czasem odpuścić – wzruszył ramionami.
– Odpuścić? – nie rozumiała.
– Tak. Odpuścić. Skupić się na czymś innym. – w jego oczach pojawiły się ogniki – Albo na kimś innym. 

***

                Leżał na kanapie i czytał książkę. Po dzisiejszym wyczerpującym treningu nie miał ochoty na jakąkolwiek aktywność. Najzwyczajniej w świecie nie chciało mu się ruszać tyłka z tego wygodnego legowiska. Zapobiegawczo zaopatrzył się nawet w zapas wody i przekąsek, by nie musieć się podnosić. Za oknem panowała szaruga, co dodatkowo sprzyjało popołudniu z lekturą.
                Kończąc ósmy rozdział, usłyszał odgłos zamykanych drzwi. Chwilę potem w salonie zjawiła się szczupła brunetka. Założyła włosy za ucho i po pluszowym dywanie dotarła do szarego narożnika. Weszła na siedzenie, po czym ułożyła się w wąskiej przestrzeni między oparciem, a piłkarzem, który cały czas wodził za nią wzrokiem.
– Cześć – cmoknęła jego usta.
– Hej. – uśmiechnął się szeroko i objął dziewczynę – Co w pracy?
– W porządku. – oparła głowę o jego ramię – A tobie co się stało, że czytasz książkę, co, panie Messi?
– Twój ukochany wujaszek dał nam dzisiaj popalić – westchnął.
– Założę się, że nie bez przyczyny – położyła dłoń na jego brzuchu.
– Ney wspomniał niechcący przy nim o tym, że przydałoby się zrobić jakąś imprezę…
– No i wszystko jasne. – zaśmiała się – Nie pamiętasz takich zagrywek z czasów La Masii? – dziwiła się.
– Niekoniecznie – zawahał się.
– Jak ktoś chciał zrobić coś głupiego i dotarło to do opiekunów, to były dwie opcje: albo zmuszali cię do tej głupoty i miałeś dość do tego stopnia, że więcej nie poruszałeś tematu, albo dostawałeś taki wycisk, że dupska nie chciało ci się ruszyć z kanapy. – zaśmiała się – Lucho miał do wyboru to albo tak was spić, że niczego byście nie pamiętali. A mając na względzie to, że za cztery dni Liga Mistrzów, wolał nie ryzykować z waszym upojeniem alkoholowym.
– Cóż… – podrapał się po głowie – To brzmi racjonalnie. – przyjrzał się jej – Ale skąd ty wiesz, jakie były praktyki w stosunku do uczniów? Nigdy nie byłaś uczennicą…
– Niby nie, ale podczas przebywania na terenie szkółki obowiązywały mnie takie same zasady.
– Mam rozumieć, że byłaś niegrzeczną dziewczynką i na tobie też wypróbowali swoją metodę, panienko Caballero?
– Nieee… – pokazała mu język – Ja zawsze byłam kochana. – parsknął śmiechem, za co dostał po głowie – U Denisa znaleźli kiedyś zapalniczkę i trener kazał mu wypalić naraz całą paczkę fajek. Na porannej zbiórce, przy wszystkich. Od tej pory Suarez nawet nie pomyślał o tym, żeby wziąć papierosa do ust – przygryzła wargę z rozbawienia.
– Może Lucho powinien tak zrobić z Mathieu? – chichotał Argentyńczyk.
– O! Muszę podsunąć to Luisowi. – śmiała się – Ale jakby co, to obronisz mnie przed tym wielkim Francuzem – dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową.
– Się wie, maleńka – cmoknął ją w skroń.
               
                Wieczorem Cara wyszła z łazienki już przebrana w piżamę i kremując dłonie, usiadła na łóżku. Śmiała się z Lionela, mocującego się z pilotem.
– Po prostu wymień baterie.
– Albo po prostu będziemy oglądać jakichś poszukiwaczy złota – westchnął i opadł na poduszki.
                Brunetka pokręciła z niedowierzaniem głową i podkurczyła nogi. Splatała warkocza do spania, kiedy rozdzwoniła się jej komórka. Rozejrzała się po pokoju. Urządzenie leżało na stoliczku nieopodal mężczyzny.
– Zobaczysz kto? – spytała słodko. Brunet westchnął i sięgnął po telefon. Zerknął na wyświetlacz i skrzywił się nieco.
– Sergio Ramos – syknął.
– O co ci chodzi? – mruknęła i odebrała – Tak?
– Hej, Liv – odezwał się zrezygnowanym głosem.
– Sergio? – zmartwiła się – Coś się stało?
– Nie… – rzucił słabo.
– Sergio, przecież słyszę, że coś się dzieje. – jęknęła – Proszę, powiedz mi, o co chodzi?
– Pilar w końcu zgodziła się na badanie DNA.
– No to chyba dobrze? W końcu dowiesz się, czy to twoje dziecko, czy nie.
– Niby tak, ale… – westchnął – Lívia, ja nie dam rady. Nie chcę być sam, kiedy zobaczę wyniki…
– Sergio… – przygryzła dolną wargę. Zrobiło jej się żal hiszpańskiego obrońcy. Spojrzała niepewnie na swojego chłopaka i spytała rozmówcę – Kiedy będą te wyniki?
– Pojutrze. Mam je odebrać z kliniki. Czemu pytasz?
– Sergio… – wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy – Przyjadę jutro wieczorem. Pojedziemy tam razem.
– Naprawdę? – ożywił się – Zrobisz to dla mnie?
– Tak. A teraz muszę już kończyć. Do jutra – rozłączyła się i nadal patrzyła na Argentyńczyka.
– Chcesz mi coś powiedzieć? – najeżył się – Jedziesz do niego? Mimo że jutro mam wolne?
– Lio… Cały dzień spędzę z tobą, a do Madrytu pojadę wieczorem.
– I noc spędzisz z innym facetem. – prychnął – Nie ma co, fajnie się zapowiada.
– Lio, proszę cię, nie mów tak. – dotknęła jego dłoni – Sergio jest w ciężkiej sytuacji. Potrzebuje mnie.
– A nie pomyślałaś o tym, że może ja też cię potrzebuję? – spojrzał jej prosto w oczy – Jasne, że nie, bo po co?
– Lio…
– I co? Będziesz teraz na każde jego skinienie, zawołanie?
– To nie tak…
– Wiesz co, Cara? Ja już chyba nawet nie chcę wiedzieć, jak to jest. – wyłączył telewizor, przewrócił się na bok, zgasił lampkę nocną i nakrył się kocem – Dobranoc.
                Caballero nie wiedziała, co zrobić w tej sytuacji. Jak powinna postąpić? Z jednej strony Lionel miał rację. Powinna być z nim, spędzać czas ze swoim chłopakiem. Jednak z drugiej strony był potrzebujący wsparcia Ramos. Nie potrafiła zostawić go samego. Po prostu wiedziała, że co by się nie działo, ona i tak zjawi się jutrzejszej nocy w stolicy Hiszpanii.

***
Macie tu ode mnie prezent walentynkowy ;D
Nowe wyzwania przed naszą bohaterką. Przed Leo też. Co sądzicie o reakcji Messiego na wyjazd Cary? Myślicie, że to jednorazowe? Czekam na Wasze opinie!

Komentarze

  1. Rozdział extra jak zawsze.. Cara jest faktycznie w trudnej sytuacji- z jednej strony przyjaciel a z drugiej chłopak. Jeden i drugi ją potrzebuje a biedna Cara co by nie zrobiła to i tak któregoś skrzywdzi.. Jestem batdzo ciekawa jak rozwiąże się ta sytuacja..Czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie wooow!
    Jestem bardzo ciekawa co z tego wyniknie , mam jakieś mieszane uczucia co do ich spotkania ;/
    Ale mimo wszystko rozdział bardzo mi się podoba i czekam na next ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Cara znalazła się między młotem, a kowadłem. Rozumiem, że chce pomóc Ramosowi, ale powinna zrozumieć zazdrość Leo tym bardziej, że on wie o ich przeszłości..
    Czekam na kolejny rozdział, buziak! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby to miało być jednorazowe, pewnie później byłoby nudno, a przecież trzeba im trochę skomplikować życie! Myślę, że Ramos jak wyczai sprawę, będzie specjalnie po nią dzwonił, a Leo w końcu pęknie i będzie źle pomiędzy nią, a Messim.
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra jak zwykle gapa że mnie i zapomniałam o tym rozdziale ale już nadrobiłam. I miałam jakiegoś nosa że Ramos i Lio to będzie problem
    I co zrobi nasza biedna bohaterka? Teraz Ramos pewnie będzie próbował ich jakoś ze sobą skłócić biorąc pod uwagę to, że mu na niej zależy nie tak jak przystało na przyjaciela. Nie dziwię się Lio, zna prawdę o nich i może powinni o tym porozmawiać? Jestem tak bardzo ciekawa następnego rozdziału i ich domniemanego spotkania bo szczerze wątpię, że gdy się spotkają do niczego nie dojdzie biorąc pod uwagę ich relacje. No chyba że bohaterka wykaże się lojalnością wobec swojego chłopaka. Nie trzymaj nas dłużej w niepewności i wstawiaj następny rozdział :D oczywiście to że był świetny już nie będę wspominać bo pisać tak po każdym rozdziale to nudne się robi haha pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. spóźniona, bo nie miałam niestety czasu, ale nadrobiłam i ogłaszam, ze czułam się jakby Cara na chwile stała się mężczyzna w tym związku a Leo na odwrót ;D Nie wiem no, ale jakoś bardziej lubię tu Ramosa ;D weny, kochana <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty