Dziewiąty
Osiemnastego lipca o piątej nad ranem wylądowała na
El Prat. Szybko wsiadła w samochód zaparkowany tuż przy lotnisku i pojechała
domu. Wzięła długą, odprężającą kąpiel, po czym zdecydowała się na szereg
zabiegów kosmetycznych mających na celu uniewidocznienie faktu zmęczenia oraz
nieprzespanej nocy. Wykonała staranny makijaż i udała się do sporych rozmiarów
garderoby. Wybrała zestaw od Splendid, splotła włosy i spojrzała na
zegarek. Cholera, już dziewiąta. Westchnęła głęboko i w myślach przeklinała
swojego chłopaka, że nie przyjechał tu z nią. Wiedział, jak ważne dla niej były
te wybory, ale poleciał do Gabonu. No nic. Zeszła do kuchni, gdzie już czekał
na nią Charly z kubkiem kawy w dłoni. Uśmiechnięci wypili ją, rozmawiając na
przeróżne tematy. Równo za pięć dziesiąta brunetka usiadła za kierownicą i
zawiozła ich pod kompleks sportowy, gdzie znajdowało się już mnóstwo namiotów,
atrakcji, a także ludzi.
Wzięła głęboki wdech i wysiadła z białego cacka.
Kroczyła niepewnie na szpilkach, ale to tylko dlatego, że była zdenerwowana.
Niebotyczne wysokości obcasów w żadnym wypadku nie sprawiały jej najmniejszego
nawet problemu. Była do tego od wielu lat przyzwyczajona. Po prostu po raz
pierwszy tak świadomie przeżywała wybory. I miała nienajlepsze przeczucia.
Skarciła się w myśli za wierzenie pismakom i niewiarygodnym sondażom. Z
przepustką zawieszoną na szyi już kwadrans później wrzuciła kartkę z oddanym
głosem do skrzynki. Niestety jej nastrój się nie poprawił, a miała taką
nadzieję, że wszystko jej przejdzie tuż po głosowaniu. Cóż, nadzieja matką
głupich, nieprawdaż? Rexach poszedł szukać znajomych, więc i ona postanowiła
się przejść. Mieli zamiar zostać tutaj do późna. Aż do samego ogłoszenia
wstępnych wyników – przynajmniej. Nogi zaniosły ją do jednego z kandydatów.
Mężczyzna w jasnej koszuli i niebieskawej marynarce uśmiechnął się na widok
brunetki. Podszedł do niej oraz serdecznie uścisnął.
– Lívia, nie masz
pojęcia, jak się cieszę, że jednak jesteś – zaprowadził ją na kanapę i poprosił
o dwie kawy dla nich.
– Joan, przecież
obiecałam. Wiesz, że za nic w świecie nie opuściłabym wyborów.
– No niby tak, ale Leo
też mówił, że będzie, a jak widać… – rozłożył ręce, a ona się zawstydziła – Ej,
Liv, nie mam przecież żadnych pretensji.
– Wiem, Joan, wiem. –
uśmiechnęła się lekko – Boże, ile ja bym dała, żeby dzisiaj pić z tobą
szampana, oblewając zwycięstwo.
– Mnie taka opcja też
się podoba. Ale musimy trochę poczekać. – upił łyk gorącego napoju – Wiesz,
chciałem ci bardzo podziękować za to, że mnie poparłaś. To wiele dla mnie
znaczy.
– Joan… Przecież wiesz,
że jesteś dla mnie przyjacielem rodziny. A co najważniejsze bardzo podoba mi
się twoja wizja cantery.
– No tak. Panienka z La
Masii powróciła. – zaśmiał się – Cieszę się, że nadal nosisz w sercu nasze
wartości i starasz się ich przestrzegać. Od Blaugrany nie da się uciec, co?
– Nie da się. –
pokiwała głową – To jest sposób na życie.
– Ale Mourinho się
udało – przyjrzał się dziewczynie uważnie.
– Tak sądzisz? –
zachichotała.
– A nie? – zdziwił się.
– Nadal ogląda każdy
mecz Barcelony. I nie, nie ze względu na obserwację potencjalnego rywala w
Champions League. Pamiętasz, co powiedział w dziewięćdziesiątym siódmym?
– „Hoy, mañana y
siempre con el Barca en el corazón” – przypomniał sobie.
– A musisz mi wierzyć,
że Jose jest słownym człowiekiem. Te wszystkie przytyki pod adresem klubu czy
graczy to po prostu taka zasłona. On naprawdę wierzył, że zaproponujecie mu
posadę trenera pierwszego zespołu. Ale wybraliście Pepa. Coś go ukłuło. Ale po
pewnym czasie mu przeszło. Tylko, że nie chciał pokazywać swojej słabości i
wolał grać takiego ekscentryka i aroganta. Ale, Joan, Mou to naprawdę świetny
facet. I nadal nosi w sercu nasz klub. Nosi i nigdy nie przestanie. –
uśmiechnęła się lekko – Gdybyś wiedział, z jakim uśmiechem na ustach i
rozmarzeniem widocznym w oczach wspomina swój czas tutaj spędzony… Wiesz, on by
tutaj kiedyś z chęcią wrócił. Pamiętam, że któregoś roku, jak jeszcze byli tu
całą trójką, to im powiedziałam, że każdy z nich będzie trenerem Dumy
Katalonii. No i po części się to już spełniło. Został tylko on. I on nadal ma
nadzieję na to, że moje słowa okażą się jednak prorocze – westchnęła, a prawnik
pokiwał z uznaniem głową.
Kiedy poznali pierwsze wyniki, kipiała ze złości. Co
ci socios narobili, do cholery?! Jak to w ogóle możliwe? Przecież w styczniu
spaliliby go najchętniej na stosie! A teraz? Tryplet przysłonił im oczy! Boże,
przecież to… Usiadła zrozpaczona na krzesełku i schowała twarz w dłoniach. Bała
się. Cholernie się bała o szkółkę. Przecież jak tak dalej pójdzie…
– Cara? – usłyszała
znajomy głos – Możemy porozmawiać? – położył niepewnie dłoń na jej ramieniu.
Podniosła na niego wzrok i syknęła:
– Czego chcesz? Już mnie
zwalniasz? Może jednak poczekasz do zaprzysiężenia?
– Cara… – jęknął i
usiadł obok niej – Widzę, że jesteś zawiedziona wynikami. Popierałaś Laportę i
nie mam ci tego za złe. I nie, nie mam zamiaru cię zwalniać. Chyba, że sama
chcesz odejść. Mam jednak nadzieję, że przystaniesz na moją propozycję.
– Jaką propozycję? –
poparzyła na niego zaciekawiona i nieufna jednocześnie.
– Ta nasza rozmowa,
wtedy w twoim biurze… Dała mi do myślenia. Miałaś rację. Nawaliłem w sprawie z La
Masią. Nie chcę, żeby to tak dalej było. Coś się musi zmienić. Tylko, że jest
jeden problem.
– Jaki?
– Trudno, a nawet
bardzo trudno jest znaleźć zaufaną osobę do tej roboty. To musi być ktoś
znający nie tylko klub, ale przede wszystkim szkółkę. Dobrze wiesz, że tam
wszystko rządzi się nieco innymi zasadami i jest o wiele trudniejsze. To nie
jest pierwsza drużyna. Tu nawet o rezerwy nie chodzi. Najważniejsze są
najmłodsze drużyny i etapy wpajania im wartości, o których często się teraz
zapomina. Dbanie o prawidłowe kształtowanie młodych zawodników wcale nie jest
takie łatwe, Cara – spojrzał na nią z ukosa.
– Wiem. Świetnie to
pamiętam. Nawet ze swojego przykładu. W szkółce spędziłam mnóstwo czasu, a kurs
na culé też przecież przeszłam, tyle, że w domu Charly’ego, a nie w murach
Masii – uśmiechnęła się na wspomnienie błogich czasów spędzanych na dzielnicy
Les Corts jeszcze kilka lat temu.
– No właśnie, Cara. Ty
to wszystko świetnie znasz. I to jest ogromny plus dla ciebie. Wiem, że Charly
cię wszystkiego uczył. Potem wzięli cię pod skrzydła też inni. I jesteś świetna
w tym, co aktualnie robisz. Świetnie negocjujesz, stawiasz na swoim, masz
strategiczny umysł. Już wiem, dlaczego Blatter chciał cię u siebie. Ale ja
widziałbym cię w nieco innym miejscu w nowym zarządzie – podrapał się niezręcznie
po karku.
– Chcesz mnie
przenieść?
– Tylko jeśli się
zgodzisz.
– O co chodzi?
– Zajęłabyś się
canterą. – badał jej reakcję – Stworzyłabyś sobie zespół, dalibyśmy wam
pieniądze. Miałabyś wolną rękę. Mam do ciebie ogromne zaufanie.
– A to ciekawe. Przecież
poniekąd wystąpiłam przeciwko tobie.
– Tak, ale kochasz tę
drużynę całym sercem. A cantera jest ci szczególnie bliska. I wiem, że za nic w
świecie nie naraziłabyś jej na szwank czy jakiekolwiek, nawet najmniejsze zło.
Po prostu za bardzo ci zależy. To jak? Dołączysz do mojego zespołu?
– Ja… Nie wiem.
Przepraszam, Josep – wstała i wybiegła z pomieszczenia. Chodziła po obiekcie i
nie wiedziała, jak postąpić. Nagle ni stąd, nie zowąd znalazł się przy niej
Joan. Opierali się o barierkę i wpatrywali w piękne widoki. Górujące nad
wszystkim Tibidabo nadal było widoczne.
– Czemu uciekłaś? –
spojrzał na nią – Wiem, co ci powiedział.
– Joan, co ja powinnam
zrobić?
– Zrób, co uważasz za
słuszne.
– Ale…
– Oboje wiemy, że
szkółka jest dla ciebie bardzo ważna. I klub też. A najlepsze co możesz w tej
sytuacji zrobić, to podjąć z nimi współpracę i zadbać o to, żeby cantera
odżyła. Żeby nasze wartości znowu znał cały świat. I żeby La Masia ponownie
była najlepszą szkółką piłkarską na tym globie. Żebyśmy nie musieli wydawać
krocia na transfery. – złapał ją za dłoń – Liv, zgódź się. Spraw, żebyśmy znowu
byli przede wszystkim klubem z wartościami i tradycjami.
– Ale, Joan… – zacięła
się – Ja nie wiem, czy temu podołam – wyszeptała.
– Dasz radę. Jak nie
ty, to kto? – zaśmiał się i mocno ją do siebie przytulił.
***
Życie składa się z samych trudnych decyzji. Jednak te
najtrudniejsze nie dotyczą zazwyczaj kwestii związanych z życiem zawodowym, a
prywatnym. Kiedy związek powoli nabiera tempa, trzeba dbać o to, by poruszał
się do przodu, a nie w tył. I dlatego właśnie po wielu godzinach rozmów Cara i
Lionel postanowili zamieszkać razem w jego rezydencji. Dla dziewczyny był to
wielki przełom. Nigdy jeszcze nie była w poważnym związku, a na taki on właśnie
wyglądał. Starała się, by nie zawieść Argentyńczyka i samej siebie. Miała
nadzieję, że coś z tego wyjdzie – mimo jej początkowego oporu.
Niemniej jednak życie z kimś jest – przynajmniej na
początku – trudniejsze niż w pojedynkę. Trzeba uczyć się wszystkiego od
początku. Bo nie chodzi już wtedy tylko o ciebie, ale o was. No właśnie. WAS.
Jedno słówko, a zmienia tak wiele. Najważniejszą sztuką jest nauczyć się iść na
kompromis, co w przypadku zawziętych i temperamentnych osób z reguły łatwe nie
jest. Ale próbować trzeba.
Caballero uczyła się funkcjonować w tym zupełnie
nowym dla niej świecie. Powoli przyzwyczajała się do tego, że już nie była
sama. Cały czas miała przy sobie mężczyznę, któremu na niej zależało. Lionel
własnoręcznie przeniósł wszystkie rzeczy swojej dziewczyny, chcąc w ten sposób
dopilnować, iż wszystko będzie jak należy. Nie chciał ryzykować. Ona w tak
krótkim czasie przysłoniła mu resztę globu. Zdawała się być dla niego
wszystkim. Wiązał z nią poważniejsze plany na życie. Całkowicie zawróciła mu w
głowie, a on nie chciał, by to się kiedykolwiek skończyło.
– Cara? Kochanie, gdzie
jesteś? – zawołał, wchodząc do domu i rozglądając się po pokojach na parterze.
– W sypialni! –
odkrzyknęła – Hej. – cmoknęła go delikatnie, kiedy usiadł na sporych rozmiarów
wygodnym łóżku – Jak było na treningu? – odwróciła się i powróciła do
poprzedniej czynności. Krzątała się i najwyraźniej czegoś szukała, bo
przekopywała szufladki.
– W porządku. Ej, daj
spokój tym meblom i chodź tu do mnie – złapał ją za biodra i przyciągnął do
siebie.
– Ale ja muszę… –
wyrywała mu się, ale na darmo.
– Musisz to ty się
należycie przywitać ze swoim chłopakiem. – zaczął ją namiętnie całować. Wplotła
palce w jego krótkie włosy – I pójść z nim na pewną imprezkę – podrapał się
niezręcznie po głowie.
– Jaką? – spojrzała na
niego podejrzliwym wzrokiem – Coście znowu wymyślili? – jęknęła.
– Oj, no. Pinto robi
imprezkę, bo się stęsknił za chłopakami z drużyny i tak sobie pomyślałem, że
fajnie by było, gdybyś tam ze mną poszła. W końcu jesteśmy już ze sobą trochę,
mieszkamy razem, więc raczej nie jest to przelotna znajomość i moglibyśmy
zacząć się oficjalnie razem pokazywać.
– Co rozumiesz przez
oficjalne pokazywanie się razem? – zmarszczyła brwi. Bała się, że piłkarz
będzie oczekiwał od niej czegoś, na co ona nie będzie w stanie się zdobyć.
– No… Na przykład jak
będzie jakaś gala czy oficjalna impreza, to miło byłoby pójść tam z moją
piękną, cudowną, kochaną dziewczyną – uśmiechnął się uroczo.
– A masz jakąś taką? –
zrobiła śmieszną minkę – Bo ja myślałam, że masz tylko taką jedną Królową
Wredoty.
– A no mam taką. Ale ja
bardzo, ale to bardzo uwielbiam tą Królową.
– Tak? – odchyliła się
lekko, kiedy próbował ją pocałować.
– Mhm. Jest świetna. –
opadł na posłanie – To jak? Idziemy do Jose?
– A kiedy? – wstała i
znowu grzebała w szufladzie, z której po chwili wyciągnęła białą teczkę – Mam!
– krzyknęła uradowana – To kiedy?
– Co ty tam masz, że
się tak cieszysz? – śmiał się z dziewczyny.
– Ważne dokumenty,
które muszę w poniedziałek zabrać ze sobą do cantery. – odparła i pokręciła
głową – Ale nie odwracaj mojej uwagi. Kiedy ta impreza, bo coś mi się wydaje,
że…
– Za dwie godziny –
powiedział szybko i zasłonił oczy dłońmi, jak małe dziecko, kiedy się czegoś
boi.
– Zwariowałeś?! –
wydarła się na całe gardło – I ja mam się w dwie godziny wyszykować?
– Właściwie to masz
niewiele ponad godzinę, bo do nich się kawałek jedzie, a obiecałem mu, że
będziemy przed czasem.
– Nie, no, mieszkam z
idiotą. – załamała ręce w geście rezygnacji – Nie mogłeś dać mi znać wcześniej?
Nie wiem, nawet zaraz po wyjściu z treningu? Zawsze to coś.
– Oj, kochanie, ale
przecież ty się szybciutko wyrobisz. – przytulił ją mocno – Jak dla mnie to
możesz iść tak ubrana. Ślicznie wyglądasz – ucałował jej ucho.
– Nie, ty chyba
całkowicie postradałeś zmysły. Lio, ja jestem przecież w starym, przydużym
dresie!
– No właśnie. Przydużym
dlatego, że za mało jesz, kotku. – pogładził ją po włosach – Coś jest nie tak,
że się obraziłaś na jedzenie?
– Nie, wszystko w
porządku – automatycznie zaprzeczyła.
– Ja się po prostu o
ciebie martwię. Możesz mi zawsze wszystko powiedzieć. Wiesz o tym, prawda?
– Wiem. – westchnęła.
Napotkała jego zatroskane spojrzenie – Po prostu nadal próbuję się odnaleźć w
tej nowej sytuacji. Nowe stanowisko, więcej pracy, o wiele odpowiedzialniejszej
pracy. Teraz to ja jestem tą nadzorującą. To wcale nie jest takie łatwe.
Jeszcze ta przeprowadzka. To wszystko jest dla mnie nowe. A na dodatek spięłam
się z wujkiem – usiadła na kolanach Argentyńczyka.
– Co się stało?
Przecież wy się w ogóle nie kłócicie? – był wyraźnie zdziwiony. Odkąd znał
Carę, ta nigdy nawet nie posprzeczała się z Rexachem. Zresztą, od chłopaków
dowiedział się, że od zawsze ona i Hiszpan byli bardzo zgodni. Mieli podobne –
o ile nie takie same – poglądy i spojrzenie nie tylko na świat, ale także na
interesy i piłkę nożną. Tym bardziej zaskoczyła go informacja o rzekomej
kłótni. To musiało być najwyraźniej coś bardzo poważnego.
– Bo… – zaczęła
wyłamywać palce, ale brunet jej to uniemożliwił, łapiąc jej dłonie w swoje –
Charly zwrócił mi uwagę, że zbyt dużo pracuję. Niby rozumie, że to nowa posada
i chcę się w pełni poświęcić szkółce, którą kocham całym sercem, której
zawdzięczam to, kim jestem. W końcu to właśnie w canterze spędziłam
najważniejsze lata mojego życia, tam się uczyłam wszystkiego, co najważniejsze,
poznawałam ludzi, zawierałam przyjaźnie. Ale Charly uważa, że znacznie
przesadzam. Że powinnam się skupić też na innych rzeczach, sprawach. Praca nie
jest najważniejsza. On się po prostu boi, że popadnę w pracoholizm. Sam świetnie
wie, jak to się zaczyna. Wiele czasu i nerwów kosztowało go przywrócenie ładu
własnemu życiu.
– Był pracoholikiem?
– Znaczy… Może nie
nazwałabym tak tego, ale na pewno nie było takiego dnia, w którym nie myślałby
o pracy, nie wspomniał o czymś do załatwienia. Ale tak to już jest, jak robi
się coś, co się kocha. Przecież ty też każdego dnia myślisz o piłce, prawda? –
pokiwał twierdząco głową – No, a ja myślę o canterze. To chyba nie jest złe?
– Chyba nie… Ale w
jednym się z twoim wujkiem zgadzam. Zbyt dużo czasu spędzasz w pracy, a potem
nawet w domu jeszcze siedzisz z nosem w papierach. Mogłabyś czasem odpuścić –
wzruszył ramionami.
– Odpuścić? – nie
rozumiała.
– Tak. Odpuścić. Skupić
się na czymś innym. – w jego oczach pojawiły się ogniki – Albo na kimś innym.
***
Leżał na kanapie i czytał książkę. Po dzisiejszym
wyczerpującym treningu nie miał ochoty na jakąkolwiek aktywność. Najzwyczajniej
w świecie nie chciało mu się ruszać tyłka z tego wygodnego legowiska.
Zapobiegawczo zaopatrzył się nawet w zapas wody i przekąsek, by nie musieć się
podnosić. Za oknem panowała szaruga, co dodatkowo sprzyjało popołudniu z
lekturą.
Kończąc ósmy rozdział, usłyszał odgłos zamykanych
drzwi. Chwilę potem w salonie zjawiła się szczupła brunetka. Założyła włosy za
ucho i po pluszowym dywanie dotarła do szarego narożnika. Weszła na siedzenie,
po czym ułożyła się w wąskiej przestrzeni między oparciem, a piłkarzem, który
cały czas wodził za nią wzrokiem.
– Cześć – cmoknęła jego
usta.
– Hej. – uśmiechnął się
szeroko i objął dziewczynę – Co w pracy?
– W porządku. – oparła
głowę o jego ramię – A tobie co się stało, że czytasz książkę, co, panie Messi?
– Twój ukochany
wujaszek dał nam dzisiaj popalić – westchnął.
– Założę się, że nie
bez przyczyny – położyła dłoń na jego brzuchu.
– Ney wspomniał
niechcący przy nim o tym, że przydałoby się zrobić jakąś imprezę…
– No i wszystko jasne.
– zaśmiała się – Nie pamiętasz takich zagrywek z czasów La Masii? – dziwiła
się.
– Niekoniecznie –
zawahał się.
– Jak ktoś chciał
zrobić coś głupiego i dotarło to do opiekunów, to były dwie opcje: albo
zmuszali cię do tej głupoty i miałeś dość do tego stopnia, że więcej nie
poruszałeś tematu, albo dostawałeś taki wycisk, że dupska nie chciało ci się
ruszyć z kanapy. – zaśmiała się – Lucho miał do wyboru to albo tak was spić, że
niczego byście nie pamiętali. A mając na względzie to, że za cztery dni Liga
Mistrzów, wolał nie ryzykować z waszym upojeniem alkoholowym.
– Cóż… – podrapał się
po głowie – To brzmi racjonalnie. – przyjrzał się jej – Ale skąd ty wiesz,
jakie były praktyki w stosunku do uczniów? Nigdy nie byłaś uczennicą…
– Niby nie, ale podczas
przebywania na terenie szkółki obowiązywały mnie takie same zasady.
– Mam rozumieć, że
byłaś niegrzeczną dziewczynką i na tobie też wypróbowali swoją metodę, panienko
Caballero?
– Nieee… – pokazała mu
język – Ja zawsze byłam kochana. – parsknął śmiechem, za co dostał po głowie –
U Denisa znaleźli kiedyś zapalniczkę i trener kazał mu wypalić naraz całą
paczkę fajek. Na porannej zbiórce, przy wszystkich. Od tej pory Suarez nawet
nie pomyślał o tym, żeby wziąć papierosa do ust – przygryzła wargę z
rozbawienia.
– Może Lucho powinien
tak zrobić z Mathieu? – chichotał Argentyńczyk.
– O! Muszę podsunąć to
Luisowi. – śmiała się – Ale jakby co, to obronisz mnie przed tym wielkim
Francuzem – dźgnęła go palcem wskazującym w klatkę piersiową.
– Się wie, maleńka –
cmoknął ją w skroń.
Wieczorem Cara wyszła z łazienki już przebrana w
piżamę i kremując dłonie, usiadła na łóżku. Śmiała się z Lionela, mocującego
się z pilotem.
– Po prostu wymień
baterie.
– Albo po prostu
będziemy oglądać jakichś poszukiwaczy złota – westchnął i opadł na poduszki.
Brunetka pokręciła z niedowierzaniem głową i
podkurczyła nogi. Splatała warkocza do spania, kiedy rozdzwoniła się jej
komórka. Rozejrzała się po pokoju. Urządzenie leżało na stoliczku nieopodal
mężczyzny.
– Zobaczysz kto? –
spytała słodko. Brunet westchnął i sięgnął po telefon. Zerknął na wyświetlacz i
skrzywił się nieco.
– Sergio Ramos –
syknął.
– O co ci chodzi? –
mruknęła i odebrała – Tak?
– Hej, Liv – odezwał
się zrezygnowanym głosem.
– Sergio? – zmartwiła
się – Coś się stało?
– Nie… – rzucił słabo.
– Sergio, przecież
słyszę, że coś się dzieje. – jęknęła – Proszę, powiedz mi, o co chodzi?
– Pilar w końcu
zgodziła się na badanie DNA.
– No to chyba dobrze? W
końcu dowiesz się, czy to twoje dziecko, czy nie.
– Niby tak, ale… –
westchnął – Lívia, ja nie dam rady. Nie chcę być sam, kiedy zobaczę wyniki…
– Sergio… – przygryzła
dolną wargę. Zrobiło jej się żal hiszpańskiego obrońcy. Spojrzała niepewnie na
swojego chłopaka i spytała rozmówcę – Kiedy będą te wyniki?
– Pojutrze. Mam je
odebrać z kliniki. Czemu pytasz?
– Sergio… – wzięła
głęboki wdech i przymknęła oczy – Przyjadę jutro wieczorem. Pojedziemy tam
razem.
– Naprawdę? – ożywił
się – Zrobisz to dla mnie?
– Tak. A teraz muszę
już kończyć. Do jutra – rozłączyła się i nadal patrzyła na Argentyńczyka.
– Chcesz mi coś
powiedzieć? – najeżył się – Jedziesz do niego? Mimo że jutro mam wolne?
– Lio… Cały dzień
spędzę z tobą, a do Madrytu pojadę wieczorem.
– I noc spędzisz z
innym facetem. – prychnął – Nie ma co, fajnie się zapowiada.
– Lio, proszę cię, nie
mów tak. – dotknęła jego dłoni – Sergio jest w ciężkiej sytuacji. Potrzebuje
mnie.
– A nie pomyślałaś o
tym, że może ja też cię potrzebuję? – spojrzał jej prosto w oczy – Jasne, że
nie, bo po co?
– Lio…
– I co? Będziesz teraz
na każde jego skinienie, zawołanie?
– To nie tak…
– Wiesz co, Cara? Ja
już chyba nawet nie chcę wiedzieć, jak to jest. – wyłączył telewizor,
przewrócił się na bok, zgasił lampkę nocną i nakrył się kocem – Dobranoc.
Caballero nie wiedziała, co zrobić w tej sytuacji.
Jak powinna postąpić? Z jednej strony Lionel miał rację. Powinna być z nim,
spędzać czas ze swoim chłopakiem. Jednak z drugiej strony był potrzebujący
wsparcia Ramos. Nie potrafiła zostawić go samego. Po prostu wiedziała, że co by
się nie działo, ona i tak zjawi się jutrzejszej nocy w stolicy Hiszpanii.
***
Macie tu ode mnie prezent walentynkowy ;D
Nowe wyzwania przed naszą bohaterką. Przed Leo też. Co sądzicie o reakcji Messiego na wyjazd Cary? Myślicie, że to jednorazowe? Czekam na Wasze opinie!
***
Macie tu ode mnie prezent walentynkowy ;D
Nowe wyzwania przed naszą bohaterką. Przed Leo też. Co sądzicie o reakcji Messiego na wyjazd Cary? Myślicie, że to jednorazowe? Czekam na Wasze opinie!
Rozdział extra jak zawsze.. Cara jest faktycznie w trudnej sytuacji- z jednej strony przyjaciel a z drugiej chłopak. Jeden i drugi ją potrzebuje a biedna Cara co by nie zrobiła to i tak któregoś skrzywdzi.. Jestem batdzo ciekawa jak rozwiąże się ta sytuacja..Czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńWielkie wooow!
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co z tego wyniknie , mam jakieś mieszane uczucia co do ich spotkania ;/
Ale mimo wszystko rozdział bardzo mi się podoba i czekam na next ;)))
Cara znalazła się między młotem, a kowadłem. Rozumiem, że chce pomóc Ramosowi, ale powinna zrozumieć zazdrość Leo tym bardziej, że on wie o ich przeszłości..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział, buziak! ;*
Gdyby to miało być jednorazowe, pewnie później byłoby nudno, a przecież trzeba im trochę skomplikować życie! Myślę, że Ramos jak wyczai sprawę, będzie specjalnie po nią dzwonił, a Leo w końcu pęknie i będzie źle pomiędzy nią, a Messim.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
Dobra jak zwykle gapa że mnie i zapomniałam o tym rozdziale ale już nadrobiłam. I miałam jakiegoś nosa że Ramos i Lio to będzie problem
OdpowiedzUsuńI co zrobi nasza biedna bohaterka? Teraz Ramos pewnie będzie próbował ich jakoś ze sobą skłócić biorąc pod uwagę to, że mu na niej zależy nie tak jak przystało na przyjaciela. Nie dziwię się Lio, zna prawdę o nich i może powinni o tym porozmawiać? Jestem tak bardzo ciekawa następnego rozdziału i ich domniemanego spotkania bo szczerze wątpię, że gdy się spotkają do niczego nie dojdzie biorąc pod uwagę ich relacje. No chyba że bohaterka wykaże się lojalnością wobec swojego chłopaka. Nie trzymaj nas dłużej w niepewności i wstawiaj następny rozdział :D oczywiście to że był świetny już nie będę wspominać bo pisać tak po każdym rozdziale to nudne się robi haha pozdrawiam ;*
spóźniona, bo nie miałam niestety czasu, ale nadrobiłam i ogłaszam, ze czułam się jakby Cara na chwile stała się mężczyzna w tym związku a Leo na odwrót ;D Nie wiem no, ale jakoś bardziej lubię tu Ramosa ;D weny, kochana <3
OdpowiedzUsuń