Ósmy
Mimo końca sezonu, w klubie panowała tak zwana
nerwówka, która niestety dotyczyła również Caballero Costy. Dziewczyna właśnie
siedziała z w biurze z ustępującym prezydentem.
– Tak więc chciałbym,
żebyś mnie oficjalnie poparła w nadchodzących wyborach – zakończył swój wywód.
– To jakiś żart, tak?
– Ależ skądże. Jesteś
socio, dbasz o klub, świetnie wykonujesz swoje obowiązki. Kogoś takiego będę
potrzebował w zespole.
– O ile wygrasz.
– Nie zakładam innej
opcji – uśmiechnął się szeroko.
– A ja z kolei mam
nadzieję na zmianę warty.
– Co? Chcesz wystąpić
przeciwko mnie? – wytrzeszczył oczy. W międzyczasie do środka wszedł Messi, ale
dziewczyna nie ukróciła rozmowy, a wręcz przeciwnie.
– Bo co ty niby
reprezentujesz, co? Myślisz, że tryplet to twoja zasługa? Tryplet to zasługa
tylko i wyłącznie sztabu trenerskiego, który skompletował sobie Enrique i
piłkarzy! Nie pamiętasz już, że sprzeciwiałeś się pomysłowi ściągnięcia tu
Lucho? To zarząd naciskał. Ty potrafiłeś jedynie podpisać umowę z Katarem i
spieprzyć La Masię. Razem z Rosellem narobiliście tyle przekrętów, że teraz
ciągle straszą was procesami. Powiedz mi, co dla ciebie znaczy cantera? W ciągu
trwania twojej kadencji byłeś tam chociaż raz? Rozmawiałeś z wychowawcami,
trenerami młodzieżówek, z samymi zawodnikami? A nie, sorry, przecież ty nawet z
Alvesem nie potrafiłeś porozmawiać to co dopiero z jakimiś gówniarzami, nie?
Kto by się tam przejmował ich potrzebami? Przecież można wydawać grube miliony
na piłkarzy z innych szkółek. A co tam, niech się inne kluby na nas bogacą, a
my będziemy znowu podpadać FIFA i UEFA, i jeszcze sądowi. Łapówkami da się
wszystko załatwić, nieprawdaż? Myślisz, że nikt nie wie o twoich brudnych
interesach? To się grubo mylisz! A, i jak sądzisz, że komisja zarządzająca w
czasie okresu wyborczego zrobi cokolwiek poza jasnymi wskazaniami trenera, to
się przeliczysz.
– Jak tak możesz?
– Ktoś w końcu musiał
ci wygarnąć prawdę prosto w oczy, Bartomeu. – Leo stanął przy swojej
dziewczynie – Poprę Laportę. Kilku chłopaków też się nad tym zastanawia, a
nawet jeśli nie zrobią tego głośno, to i tak na niego zagłosują. Przylecę tu specjalnie
w trakcie moich wakacji, żeby zagłosować. A teraz żegnamy pana – wskazał mu
drzwi i ucałował brunetkę.
– Dobra robota, Messi
Cuccittini.
– Ale mu nagadałaś,
Caballero Costa.
– Ktoś w końcu musiał –
wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niewinnie.
***
Po wczorajszym finale Ligi Mistrzów pozostały
wspomnienia i wielka fiesta w stolicy Katalonii podczas parady, a następnie na
Camp Nou. Przyleciała wcześniejszym samolotem, by zjawić się na południowym
spotkaniu zarządu. Wkrótce miała zostać ogłoszona dymisja, a władza przejść w
chwilowe posiadanie Komisji Technicznej, w której skład miała wejść między
innymi Caballero Costa.
Zasiadła przy wielkim stole i uważnie wysłuchiwała
słów urzędującego jeszcze prezydenta Bartomeu. Mówił ciekawe rzeczy, nie ma co.
– Dobra, Josep, ale nie
uważasz, że stawiasz nas w nieco niezręcznej sytuacji? Przecież oczywiste jest,
że kontrkandydaci będą się burzyć – zabrała głos.
– Cara, może i masz
rację, ale to nie są moje wymysły. Zresztą ty powinnaś wiedzieć to najlepiej,
bo rozmawiałaś z Luisem i wiesz, jakich potrzebuje zawodników do wzmocnienia. Z
tej listy, którą mi wręczył, i którą ty też znasz, założę się, że na pamięć,
udało mi się przeprowadzić wstępne negocjacje z dwoma z nich. Tutaj macie
wszystkie potrzebne informacje. Teraz dokończenie kwestii ich transferów leży
już w waszej gestii. Ja nie mogę zrobić teraz nic więcej. Fakty są takie, że
obaj są chętni do współpracy, a trener ich chce. Nie sądzę, żebyście
przekroczyli swoje kompetencje, kontraktując ich. Takie jest moje zdanie.
– On chyba ma rację. –
odezwał się Charly – I tak każdy z kandydatów będzie podważał nasze decyzje, a
my nic na to nie poradzimy.
– W porządku, więc co
proponujecie? – odezwał się Julio.
– Najpierw zakończmy
sprawę prawej obrony. Ale moment, ty jeszcze zdążysz podpisać się pod jego
transferem, tak? – zwrócił się do prezydenta Marc.
– No tak. Ale ja
chciałem jeszcze porozmawiać z Danielem. Powoli mięknie. – usłyszał prychnięcie
chrześnicy Rexacha – Co? Czyżbyś maczała w tym palce?
– Ja? Skądże. –
pokręciła głową – Powiedzmy, że ma bardzo mądrych kolegów w szatni. Nie masz
dużo do roboty. Po prostu podpiszcie umowę i tyle. On chce zostać.
– W porządku. W takim
razie ty polecisz jutro do Sewilli i doprowadzisz sprawę Vidala do końca.
– Co? Żartujesz? –
wytrzeszczyła oczy.
– Spokojnie, dasz sobie
radę – mrugnął do niej. To ich ostanie spięcie spowodowało, że mu zaimponowała
i tylko zyskała w jego oczach.
***
– No, no, nasze
gratulacje. – zaśmiał się przewodniczący Komisji Technicznej – Dzielnie i
prężnie działasz. Odwaliłaś kawał świetnej roboty z Aleixem. Pokazałaś, że się
naprawdę znasz na rzeczy.
– Dziękuję –
uśmiechnęła się niepewnie. Było to już kolejne zebranie całej grupy. Od kilku
dni spotykali się codziennie. Musieli jakoś zarządzać klubem. I to tak, żeby
nie ucierpiał na toczącej się kampanii.
– I właśnie w związku z
tym stwierdziliśmy, że zajmiesz się też drugim transferem.
– Co? Myślałam, że…
– Sanllehí i Cury będą
w Rio rozmawiać o Gersonie, a Braida i Soler spotkają się z włodarzami Juve w
sprawie ewentualnego transferu Pogby. Tak więc pozostajesz nam tylko ty,
Caballero. Razem z Rexachem dogadacie wszystkie szczegóły, a potem zobaczymy.
Najlepiej by było, gdyby zakontraktowania dokonał nowy zarząd…
– Dobrze wiesz, że
chciałam polecieć do Chile na Copa America… – jęczała.
– Nie pierwsze i nie
ostatnie Copa w twoim życiu.
– Ale…
– Żadnego „ale”. Możemy
umówić się tak, że polecisz na finał, jak już wszystko ustalisz, w porządku?
– Dobra. – westchnęła –
Kto tym razem?
– Wzmocnienie drugiej
linii. – rzucił tajemniczo – Sama zobacz – podsunął jej teczkę zawierającą
informacje zgromadzone przez Bartomeu.
– Serio? – zdziwiła się
– I on chce tu przejść? Nie spodziewałabym się. No nic. O której ten lot?
– O ósmej.
***
Weszła do mieszkania i opadła na kanapę. Odchyliła
głowę do tyłu i przymknęła oczy. Kilka minut później usłyszała dźwięk
przychodzącej wiadomości. Szybko przeczytała i włączyła laptopa. Bez zawahania
odebrała połączenie od znajdującego się na zgrupowaniu Argentyńczyka. Uśmiechnęła
się do niego blado.
– Hej, kochanie.
Tęsknię za tobą cholernie. – zrobił smutną minkę, ale zauważył zły nastrój
swojej rozmówczyni – Cara, coś się stało?
– Nie. – westchnęła –
Też tęsknię – usiadła po turecku.
– Już niedługo. –
zaśmiał się – Kiedy przylatujesz? – dziewczyna odwróciła wzrok – Cara, hej,
kiedy przylatujesz? – dopytywał. Nie wiedział, co się działo.
– Lio… – spojrzała na
ekran – Nie mogę.
– Ale co nie możesz?
– Nie dam rady
przyjechać, rozumiesz? Mam na głowie kolejne negocjacje. Nie wyrobię się… –
oczy zaszły jej łzami.
– Jakie, kurwa,
negocjacje?! Przecież jest okres wyborczy, a na dodatek mamy zakaz transferowy!
Więc jakie, do cholery, negocjacje?! Co oni znowu wymyślili?!
– Lio, Lucho poprosił o
wzmocnienie dwóch pozycji, więc działamy w tym kierunku. Z Vidalem się udało,
to teraz czas na drugi krok…
– No dobra, ale
przecież ty nie jesteś tam sama, nie? Nie może jechać ktoś inny? – zapytał z
wyrzutem.
– Dwóch leci do
Brazylii w sprawie Gersona, a kolejnych dwóch do Turynu, żeby zablokować
transfer Pogby. Na tych sprawach znam się tylko jeszcze ja. No i Charly. Ale to
już nie ten sam umysł strategiczny co kiedyś. Sam nie poleci. No i jedziemy tam
razem. – przez chwilę panowała między nimi cisza – Lio, ja naprawdę chciałam
przyjechać. Powiedziałam im wtedy, że zgadzam się być w tej durnej komisji pod
warunkiem, że pojadę na Copa America.
– No i się zgodzili.
– Jak widać zmienili
zdanie. – prychnęła – Jesteś bardzo zły?
– Zły? Nie, nie jestem
zły. Jest mi po prostu przykro, że mimo obietnic nie będzie cię tutaj.
Najnormalniej w świecie jest mi przykro…
– Lio… – zaczęła, ale
jej szybko przerwał.
– Ja muszę kończyć.
Zdzwonimy się. Cześć.
– Ale… – jęknęła, kiedy
się rozłączył – Ja cię chyba kocham… – wyszeptała i samotna łza spłynęła po jej
policzku. Dlaczego świat musiał jej się sprzeciwiać? To nie było fair. Czy ona
nie mogła być nigdy szczęśliwa?
***
Czwartego lipca około godziny osiemnastej czasu
środkowoeuropejskiego wylądowała w stolicy Chile. Zameldowała się w hotelu i
udała do pokoju. Tam założyła krótkie jeansowe shorty i koszulkę Albicelestes z
numerem dziesiątym na plecach, którą w ostatniej chwili załatwił jej
Mascherano. Przygotowana udała się na Estadio National, gdzie zasiadła na
przydzielonym jej miejscu.
Mecz się rozpoczął, a ona bacznie śledziła każdą
akcję, każde zagranie, położenie piłki. Szczególną uwagę zwracała na kapitana
reprezentacji obecnych wicemistrzów świata. Chłopak starał się jak mógł,
zostawiał serce na boisku, pomagał kolegom, dwoił się i troił, ale to nie przynosiło
efektów. Do tego stopnia, że rywalizację w finale musiał rozstrzygnąć konkurs
rzutów karnych. Messi strzelił. Ale co z tego, skoro dwóch jego kolegów
spudłowało, a Chilijczycy kolejno zostawiali Romero bez szans? Był wściekły.
Kolejne mistrzostwa. Kolejna tak wielka impreza reprezentacyjna, a w finale
przegrali. Znowu. To już go zaczynało drażnić. Był świetnym piłkarzem, tak? No
to dlaczego do cholery nie potrafił wygrywać z reprezentacją, skoro z klubem
szło to bardzo dobrze? Chciało mu się płakać. Było mu wstyd. Wstyd, że znowu
nie wygrał dla swojego kraju. Czuł się winny porażce. W końcu od niego wymagali
zawsze najwięcej. Chcieli często niemożliwego. A on przecież był tylko zwykłym
śmiertelnikiem. Nie żadnym kosmitą! Był pewien, że spadnie na niego fala
krytyki. I jeszcze ci durni ludzie chcieli mu wręczyć nagrodę dla MVP
turnieju?! Posłał ich do diabła. Jedyne czego chciał, to zniknąć. Zaszyć się
gdzieś. Najlepiej razem z Carą. Właśnie, Cara. Miała tu być. Zarzekała się, że
finału za nic w świecie nie przegapi. Ale chyba znowu nie dotrzymała słowa.
Nigdzie jej nie widział. Znów się na niej zawiódł…
Ze smętną miną kroczył z kumplami z drużyny do
szatni. Szedł pierwszy. To, co tam zobaczył, zmiękczyło jego serce. Już nie
uważał tego dnia za najgorszy w swoim życiu. Dlaczego? Bo na przydzielonym mu
miejscu siedziała piękna Hiszpanko–Portugalko–Brazylijko–Argentynka w koszulce
reprezentacji Argentyny. I to z jego numerem! Natychmiast do niej podbiegł i
porwał w ramiona.
– Przykro mi –
wyszeptała mu na ucho.
– Jakoś to przeżyję. –
silił się na uśmiech, ale nie bardzo mu to wychodziło – Dziękuję, że
przyjechałaś, to wiele dla mnie znaczy. I ta koszulka…
– Cii… – położyła mu
palec na ustach – Przebierz się, a ja poczekam na zewnątrz.
Po niecałym kwadransie jechali już do jej hotelu.
Cały czas trzymał ją za rękę, a ona starała się go jakoś pocieszyć, podnieść na
duchu. Zaraz po przekroczeniu progu pokoju, zaczęli się namiętnie całować. Ich
ubrania znikały w zawrotnym tempie. Nie potrafili, ani nie chcieli pohamować
tego wybuchu namiętności. Zatracili się w sobie i świetnie się z tą myślą
czuli. Nie obchodziło ich w takich momentach nic poza nimi samymi.
Leżeli
zmęczeni, Lionel miał głowę ułożoną na klatce piersiowej swojej dziewczyny, a
ona czule przeczesywała palcami jego ciemne włosy. Argentyńczyk pragnął
bliskości Caballero bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Potrzebował jej. Jej i
jej wsparcia. Kilka najbliższych tygodni na pewno nie będzie dla niego
najprzyjemniejszych – prasa mu nie odpuści. Krytycy znów będą w żywiole.
– Wiesz, kochanie,
chyba zrobię sobie na razie odpoczynek od występów w reprezentacji – rzucił
niepewnie i objął ją jeszcze mocniej.
– Co? – zdziwiła się –
Myślałam, że to to było zawsze dla ciebie najważniejsze.
– No tak, ale sama jutro
zobaczysz, że cała Argentyna uzna, że ten przegrany turniej to tylko i
wyłącznie moja wina. Że w Barcelonie strzelam jak natchniony, a tutaj zdobyłem
tylko dwa gole i to oba z karnego. To dla mnie za dużo. Staram się, haruję jak
wół, ale to nic nie daje. Co ja na to poradzę? Naprawdę jestem taki zły?
– Kochanie, nie jesteś
zły. Jesteś najlepszym piłkarzem świata.
– Na imprezie u
Jordiego mówiłaś coś innego – przypomniał, a ona wywróciła oczami.
– Bo chciałam cię
wkurzyć. A według mnie jesteś lepszy niż Cris czy Lewandowski. Jesteś
najlepszy.
– Jakbym nim faktycznie
był, to wygralibyśmy dzisiaj. I rok temu w Brazylii też – fuknął.
– Lio, nie mów tak. To
nie twoja wina. Drużyna składa się z jedenastu osób i przede wszystkim ze stratega,
którym jest, a przynajmniej powinien być trener. Sorry, ale już nawet ja
przeprowadziłabym lepsze zmiany niż Martino.
– Kochanie, zostań
naszym selekcjonerem. – cmoknął ją w żebro – Może wtedy coś w końcu wygramy? –
zachichotał.
– Humorek nieco lepszy?
– jeździła paznokciami po jego bicepsie.
– Tak, bo ty tutaj
jesteś. No i zaraz zaczynam wakacje – uśmiechnął się błogo. Przeszkodził im
dźwięk komórki dziewczyny. Spojrzała krzywo na wyświetlacz i niechętnie
odebrała. Chwilę porozmawiała, a w zasadzie wysłuchała swojego rozmówcy i
odłożyła ze złością telefon na stolik. Brunet się nieco uniósł i spojrzał na
wybrankę swojego serca. Od razu wiedział, że coś było nie tak.
– Co jest? – spytał,
chociaż bał się odpowiedzi.
– Pieprzony Adell nie
potrafi podjąć decyzji! – zdenerwowała się.
– To znaczy?
– To znaczy, że jest
idiotą.
– Możesz jaśniej? Co ci
takiego powiedział?
– Poinformował mnie, że
w poniedziałek o osiemnastej mam się stawić na zebraniu komisji zarządzającej.
I że już mi zamówili na jutro bilet. W południe wylatuję – przykryła oczy
dłońmi.
– Co? Czemu niby?! –
wściekał się – Mieliśmy przecież razem spędzić wakacje w Rosario!
– Wiem, Lio, ja to
wszystko świetnie wiem. Ale co ja ci na to poradzę? To moja praca.
– To ją rzuć. Pieniędzy
nam raczej nie zabraknie.
– Przestań. – skarciła
go – Robię to, co kocham. Pomagam klubowi.
– Co tym razem? Co się
takiego stało tym razem?
– Musimy podjąć decyzję
w sprawie Ardy. Ja się zajmowałam negocjacjami. Chcieliśmy, żeby ostateczną
decyzję podjął już nowy zarząd, ale nie ma czasu. Atletico chce to zakończyć
jak najszybciej, bo mają też inne oferty. On też chciałby już znać swoją
przyszłość. – westchnęła głośno – No i w poniedziałek na tym zebraniu mamy
podjąć ostateczną decyzję. Ramon się boi krytyki ze strony kandydatów, ale w
tej sytuacji nie mamy chyba zbytnio wyboru. Lucho go chciał, a to trener
powinien sobie ustalać kadrę, nie zarząd. No więc prawdopodobnie lecę po to,
żeby zagłosować na „tak” dla Turana. – przyjrzała mu się – Lio, przepraszam.
Znowu cię rozczarowuję. Nie chcę tak – wyszeptała, a pojedyncza łza wyrwała się
spod jej powieki. Starała się. Chciała, żeby ten związek wypalił, ale nic nie
szło tak, jak powinno.
– Ja też nie chcę. –
pogładził ją po policzku – Ile ci to zajmie?
– Mam nadzieję, że
niedługo. Myślę, że zebranie potrwa jakąś godzinkę i to wszystko.
– A prezentacja?
– Jak już będzie
wszystko dogadane, to ja się zmywam. Nic mnie nie obchodzi. Niech
przewodniczący podpisuje kontrakt, a ja spadam do Argentyny. Do mojego
mężczyzny – uśmiechnęła się szeroko, co natychmiast podchwycił napastnik.
– Ale pamiętaj, daję ci
czas do wtorku do dwudziestej drugiej. Jak cię nie będzie, to osobiście po
ciebie przyjadę. I miej spotkanie, zebranie nawet z samym papieżem. Nic mnie to
nie interere. Porywam cię i już. Jestem spragniony towarzystwa mojej ukochanej,
jasne? Muszę się tobą nacieszyć. Zaraz się przecież znowu zacznie sezon.
– Może w nowym sezonie
nie będę już pracować w klubie? Zależy kto wygra wybory.
– Ta, jasne. I tak po
prostu z ciebie zrezygnują. Z tej, która wynegocjowała Suareza, Vidala i
Turana. – zaśmiał się – Mogę się założyć, że jakbyś to ty pojechała do Turynu,
to wróciłabyś do Barcelony z Pogbą i podpisanym kontraktem – mrugnął
porozumiewawczo.
– Och, kochanie, jak ty
we mnie wierzysz.
– No pewnie, że tak.
Jak ja będę negocjował przedłużenie kontraktu, to powiem, że rozmawiam tylko z
panienką Caballero Costą. – uśmiechnął się cwano – Ciekawe, jak mnie przekonasz
do swojej oferty.
– Myślę, że jakieś
argumenty by się znalazły – zachichotała, kiedy zaczął całować jej szyję.
– No ja myślę – wpił
się zachłannie w jej usta.
***
– Kochanie? –
wyszczerzyła się do telefonu.
– Tak? – ziewnął. No
tak, inne strefy czasowe.
– Trzydzieści cztery
miliony stałych, siedem zmiennych, pięć lat i możliwość odsprzedania z powrotem
do Madrytu za trzydzieści stałych, jeśli przyszły zarząd go nie zechce w
klubie, w co szczerze wątpię, bo trener go chce.
– No to super. Kiedy
prezentacja?
– W piątek. Ale to nie
jest ważne. Właśnie za chwilkę wsiadam do samolotu i lecę do ciebie.
– Naprawdę? – ucieszył
się.
– Tak. Odbierzesz mnie
z lotniska?
– Jasne. Już się nie
mogę doczekać.
***
Taki trochę #flashbackfriday do roku 2015. ;-) Rozdział trochę z rodzaju przejściowych, ale przez niego macie bardziej poznać naszą bohaterkę.
Podrzucam także link do mojego profilu na Wattpad: https://www.wattpad.com/user/Loba712
***
Taki trochę #flashbackfriday do roku 2015. ;-) Rozdział trochę z rodzaju przejściowych, ale przez niego macie bardziej poznać naszą bohaterkę.
Podrzucam także link do mojego profilu na Wattpad: https://www.wattpad.com/user/Loba712
Nie jestem spóźniona!!😁🎉
OdpowiedzUsuńKocham cię! Tam było "kocham cię". Mówisz a, kończysz b. (Ha, i mówię to ja.. no dobra:))) ) ale akurat Cara powinna była pójść za ciosem jak już na tyle ją poniosło:)
Nie wiem co się zmieniło między tą dwójką a raczej u Cary ale coś najwyraźniej tak. W sumie, wyczuwam jakiś przełomowy moment. Kłótnię, cokolwiek innego ale po prostu to czuję.
Cara na prezydenta!! Tak dalej pójdzie to jeszcze nim zostanie. Trochę dużo obowiązków ale..jaka praca taka płaca to trochę zarobi! Oby tylko na tym nie ucierpiał jej związek.
Jestem też ciekawa wakacji... Może to tam będzie ten przełomowy moment, hmm..
No cóż, pozostanie mi cierpliwie czekać. Dużo dużo weny!:)
Buziaki!!💗
Prezydentem jeszcze może nie zostanie, hehe :) Kłótnia? :D
UsuńBuziaki :*
ojaa, nasza wspaniała bohaterka się zakochała!! <33!! niby „chyba”, ale i tak wszyscy wiemy jak jest ;D Ach, myślałam, że trochę tu podkoloryzujesz i Argentyna wreszcie sięgnie po mistrza, no ale dobrze ;D Życzę naszej parze jak najlepiej, ale weź im już tak nie komplikuj, co?
OdpowiedzUsuńDo następnego, kochana <3 weeeeny!
plus wpadłam na wattpada i zaobserwowałam! ♡
Usuń"Weź im już tak nie komplikuj"? I kto to mówi! ;p
UsuńBuziaki!
Ważne, że przyleciała do Leo! I lepiej by się oczywiście cieszyli, ale pocieszenie po przegranej było jeszcze ważniejsze!
OdpowiedzUsuńDziewczyna sporo robi w klubie, więc nie mogliby się jej od tak pozbyć, nawet ze zdrowego rozsądku!
A z Leo stanowią świetną parę!
Może są świetni, a może nie - zobaczymy ;p
UsuńNo proszę jak miło się zrobiło . Caballero Costa wydaje się być idealną partnerką dla Leo- piękna, mądra, zaradna i zakochana w Leo po uszy ^^ Ciekawe czy byłoby coś, co mogłoby między nimi zepsuć relacje? Czekam na next ;-)
OdpowiedzUsuńRzucasz mi wyzwanie? :D
UsuńNie miałam tego w planach ale jeśli to tak interpretujesz... :-D
UsuńCud, miód i malinki :D kiedy tych dwoje jest razem są idealni. Cieszę się, że układa się między nimi i.. Caballero Costa na prezydenta!
OdpowiedzUsuńDo wyborów jeszcze wrócimy ;p
UsuńMiłość kwitnie jak widzę !
OdpowiedzUsuńJak czytam twoje rozdziały to aż buzia mi się sama uśmiecha.
Cudowny rozdział!
Jednak mam jakieś zle przeczucia co do ich spotkania, ale może tylko się myle ;)
Czekam na next i zapraszam do mnie na nowości ;)
http://neymarovaa.blogspot.com/2018/02/rozdzia-17-rok-pozniej.html?m=1
Co tu dużo pisać,każde twoje opowiadanie czytam z bananem na ustach i teraz też tak było. Ach z jednej strony Ramos, z drugiej Lio i za kim ja mam być co? Nie no Lio ponad wszystko. Mam malutką nadzieję na och małą konfrontację ale nic nie mowie :D czekam na następny, ale to chyba jasne
OdpowiedzUsuń