Dziesiąty
Ku niezadowoleniu Messiego o dwudziestej drugiej
przekroczyła próg willi należącej do obrońcy zespołu z Madrytu. Nadal targały
nią wątpliwości, lecz wiedziała, że jej przyjaciel potrzebował pomocy. I była
pewna, że zrobiłby dla niej to samo.
Piłkarz zaparzył dwa kubki herbaty oraz zajął miejsce
na wielkiej kanapie. Po chwili dołączyła do niego przebrana już Caballero.
Uśmiechnęła się szeroko i upiła łyk. W telewizji leciał jakiś stary, nędzny
serial.
- Denerwujesz się? –
zapytała.
- Trochę. – przyznał –
Liv… A co, jeśli się okaże, że to jednak moje dziecko? – spojrzał na nią
niepewnie.
- Tak naprawdę to chyba
nic. – wzruszyła ramionami – I tak jesteś skazany na Rubio, bo macie razem
Juniora. Więc chyba po prostu przybędzie ci jedna osoba więcej do kochania –
przysunęła się do niego i mocno przytuliła.
- Wolałbym, żeby ta
kolejna osoba do kochania pojawiła się w nieco innych okolicznościach – posłał
jej znaczące spojrzenie.
- To znaczy? –
zmarszczyła brwi.
- To znaczy, że
wolałbym, żeby moje kolejne dziecko powstało z miłości, a nie było pijacką
wpadką. – westchnął – Miałaś rację, kiedy mi mówiłaś, że powinienem odstawić
alkohol.
- Teraz już nie ma co
płakać nad rozlanym mlekiem, Sergio. Jutro się okaże, czy Pilar cię nie
oszukała i nie przespała się jeszcze z kimś innym.
- Pojedziesz ze mną do
kliniki, prawda? – zaczął bawić się jej rozpuszczonymi włosami.
- Jasne. – uśmiechnęła
się – Po to tutaj przyjechałam.
- No właśnie… A twój
chłopak nie miał nic przeciwko? – dopytywał.
- Powiedzmy, że nie
przyjął tego najlepiej, ale nie miał wyjścia.
- Przykro mi. Nie chcę,
żebyście się przeze mnie kłócili, ale po prostu cię potrzebuję, Liv. Zawsze
byłaś przy mnie w najważniejszych i najtrudniejszych chwilach.
- Wiem, Sergito. –
cmoknęła jego zarośnięty policzek – Ty też mi zawsze pomagałeś. Przyjaźnimy się
i możemy na siebie liczy, choćby nie wiem co.
Z samego rana oboje byli nieco zdenerwowani.
Zdecydowali się na zakup kawy na wynos po drodze i bez śniadania ruszyli w
drogę na drugi koniec miasta. Napięcie można było wyczytać z języka ich ciała,
z tego w jaki sposób Ramos zaciskał dłonie na kierownicy, jak Cara przygryzała wargę
i wystukiwała rytm na spowitym jeansami udzie. Jedynie kilka chwil dzieliło ich
od poznania wyników testu na ojcostwo.
Do budynku weszli oboje. Odebrali dużą, szarą
kopertę, a Sergio pokwitował wszystko w
odpowiednim miejscu, pytając przy tym z dziesięć razy pielęgniarkę, czy ten
test aby na pewno jest wiarygodny i czy na pewno nie doszło do jakiejś pomyłki.
Po licznych zapewnieniach ze strony kobiety, że wszystko zostało zrobione tak,
jak się należy wrócili do samochodu. Przez kilka następnych minut siedzieli w
ciszy i patrzyli przed siebie.
- Nie chcesz otworzyć?
– odezwała się nagle brunetka.
- Boję się. – zerknął
na kopertę – Sprawdzisz wyniki?
- Ja? – zdziwiła się –
No dobrze. – westchnęła, po czym wyjęła dokument i zaczęła mu się przypatrywać
– Ojcostwo… - zrobiła pauzę – wykluczone.
- Możesz to powtórzyć?
– uśmiechnął się szeroko.
- Nie jesteś jego
ojcem, Sergio! – przytulili się mocno – Pilar cię oszukała.
- Boże, jak ja się
cieszę, że to nie mój dzieciak! – spojrzał na nią, a z jego oczu biła radość i
satysfakcja – Tak bardzo ci dziękuję, Liv. Jesteś najlepsza, kochanie – cmoknął
ją w policzek i powoli włączył się do ruchu ulicznego. A jego towarzyszka
odpłynęła myślami w inne rejony.
***
Kiedy wrócił z treningu do domu, natychmiast zaczął szukać
swojej drugiej połówki. Znalazł ją w garderobie. Siedziała na podłodze i
wkładała ubrania do niewielkiej walizki. Zdziwił się lekko tym widokiem. Oparł
się o futrynę, założył ręce na piersi i począł się jej bacznie przyglądać. Po
jakiejś minucie brunetka odwróciła głowę i zauważyła swojego towarzysza.
Posłała mu delikatny uśmiech.
– Hej.
– Hej. – odpowiedział –
Powiesz mi, co się tu dzieje? Wybieramy się dokądś?
– My nie. Ja tak. –
rzuciła i wstała. Siłowała się z zapięciem bagażu – Bagga – zaklęła po
angielsku.
– Daj to. – westchnął i
wykonał czynność za nią, po czym chwycił kobietę za dłoń i posadził na swoich
kolanach – Co to ma znaczyć, że tylko ty gdzieś sobie wyjeżdżasz? – ściągnął
brwi – Uciekasz ode mnie? – zasmucił się, bo poświęcali sobie coraz mniej
czasu.
– Lio, nie przesadzaj,
nigdzie nie uciekam. Lecę do Szwajcarii.
– Do Blattera? –
zgadywał, a ona jedynie pokiwała głową – Kiedy wrócisz?
– Za dziesięć dni. Mamy
tam do załatwienia kilka spraw. Najpierw w Szwajcarii, a potem jeszcze do Francji
muszę się na kilka dni udać. – wytłumaczyła – Więc będę w sumie za dziesięć dni
z powrotem w Barcelonie.
– Za dziesięć dni? –
spojrzał na nią podejrzliwie.
– No tak. A co? – nie
rozumiała. Chłopak podniósł się na równe nogi i zostawił ją samą na środku
pomieszczenia, wychodząc do sypialni – Leo, coś się stało? – zaniepokoiła się.
– To się stało, że
kolejny weekend mam wolny i mieliśmy razem gdzieś pojechać. Ja nawet dzwoniłem
już do biura podróży i znalazłem kilka fajnych ofert. Ale nici z tego romantycznego
wyjazdu, bo oczywiście moja dziewczyna o tym zapomniała. Zresztą to żadna
nowość – prychnął.
– Lio… – jęknęła i
próbowała go przytulić, ale wyrwał jej się, zbiegł po schodach, założył szybko
buty, złapał kurtkę i wyszedł z domu, rzucając jedynie:
– Wychodzę. Nie wiem,
kiedy wrócę. Nie dzwoń, bo i tak nie odbiorę. Cześć.
***
Szwajcaria przywitała ją nienajlepszą pogodą. Można
wręcz rzec, że dzisiejsza aura odzwierciedlała w pełni jej nastrój. Cara czuła
się okropnie. Messi nie wrócił na noc, a ona o szóstej nad ranem miała wylot.
Nie spotkali się więc. Nie wiedziała, co było gorsze – to, że ona wyjechała bez
pożegnania z chłopakiem, czy to, że on nie chciał z nią rozmawiać. Poprawiła
szary płaszcz, dzierganą czapkę w tym samym kolorze i wysiadła z taksówki tuż
pod samą siedzibą federacji. Błyszczące korytarze przypomniały jej o wadze
FIFA. Przywitała się z recepcjonistką, odebrała przepustkę, po czym udała się
do biura prezydenta. Cichutko weszła i uśmiechnęła się do siwego staruszka.
– Cara. Nie masz
pojęcia, jak się cieszę, że zechciałaś nam pomóc i poświęcić swój jakże cenny
czas – podszedł do niej u ucałował w dłoń.
– Panie Blatter,
obiecałam, więc jestem – ściągnęła płaszcz i zajęła miejsce na wygodnym
skórzanym fotelu.
– Słowność to akurat
chyba odziedziczyłaś po chrzestnym. – zaśmiał się – No, ale do rzeczy. Nie
ściągałem cię tu przecież w środku zimy i sezonu na pogaduchy czy spotkania
towarzyskie. – zaczął – Sprawy są…poważne – skrzywił się nieco.
– Domyślam się. Tak
więc… – zachęciła go gestem ręki do mówienia – W czym mogę pomóc FIFA?
– Nie chodzi tutaj
tylko o FIFA. Chodzi też o UEFA i wizerunek piłki nożnej.
– Jest chyba poważniej
niż się spodziewałam – przestraszyła się.
– Słuchaj, jak pewnie
słyszałaś, dobierają mi się do tyłka. I to porządnie. FBI ani śni odpuścić.
Mają jakichś świadków, przesłuchują kolejnych ludzi. Krótko mówiąc, nie wygląda
to zbyt dobrze.
– No, okay, ale co ja
mam do tego?
– Otóż już ci mówię.
Jeśli dobiorą się do mnie, to na tym się nie skończy. Teraz nie chodzi już tylko
o wizerunek poszczególnych osób. Chodzi o oczyszczenie albo przynajmniej
złagodzenie wizerunku federacji. Obu. – podkreślił – Chociaż UEFA to jest
pikuś. Tutaj, tak jakby… No cóż, pozwoliliśmy sobie na zbyt wiele. Oczywiście
sporo rzeczy jest zdecydowanie wyolbrzymionych, ale niestety nie mamy czystych
rąk. Chcemy to zmienić. Chcemy naprawić wizerunek i tutaj pojawia się twoja
rola. Chcemy, żebyś nam pomogła, dała jakieś wskazówki… Od mojej osoby
począwszy.
– O, ludzie. –
westchnęła – Będę tutaj te kilka dni, więc pomogę, przejrzę dokumentacje,
pochodzę po działach i zobaczę, co się da zrobić. Na pewno nic nie przyniesie
efektów od razu. Ten proces trzeba będzie przeprowadzić w etapach. Lepiej
zrobić to powoli, a porządnie.
– Tak, w stu procentach
się z tobą zgadzam. – przytaknął – A teraz moja skromna osoba. – uśmiechnął się
nieco – Co ja powinienem zrobić?
– Panie Blatter… Ja na
pana miejscu na pewno zrezygnowałabym ze startu w kolejnych wyborach. I dałabym
sobie spokój z polityką oraz udzielaniem się w mediach. Najlepiej, żeby trzymał
się pan jak najdalej od tego biznesu. Inaczej zawsze będą coś mówić i to
przeważnie same złe rzeczy.
– Chyba masz rację. –
przyjrzał jej się uważnie – Jeśli Michel zajmie moje stanowisko, pomożesz
uratować wizerunek FIFA?
– Dobrze pan wie, że
jeżeli będziecie chcieli mojej pomocy, to zawsze postaram się was nie zawieść.
Chociaż nie ukrywam, że raczej nie wyobrażam sobie przeprowadzki tutaj.
– A do Paryża? –
uśmiechnął się szeroko.
– To już prędzej. Ale
coś mi tu śmierdzi. Coś kombinujecie? – uniosła jedną brew.
– Nie, skądże. –
zaśmiał się – Tak tylko pytam – wzruszył ramionami.
***
Leo chyba nie ma ostatnio powodów do radości, nieprawdaż? A za to Ramos jest szczęśliwy.
Powoli zbliżamy się do końca. Ale powoli. ;)
***
Leo chyba nie ma ostatnio powodów do radości, nieprawdaż? A za to Ramos jest szczęśliwy.
Powoli zbliżamy się do końca. Ale powoli. ;)
Nie chce słyszeć o żadnym końcu! lalala ;D ach, ten Leo. Cóż, taka niestety praca naszej Cary... Niech się im układa, a nie wieczne kłótnie! Nie wiem czemu, ale mnie samej kamień z serca spadł, gdy okazało się, że Sergio nie jest ojcem ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej, kochana! <3
Nie mamowy o jakimkolwiek zakończeniu.. Sergio nie jest ojcem co sprawiło,że trochę mi ulżyło, ale kwestia Leo to zupełnie co innego.. Szkoda, ze się posypało między nimi i oby udało im się to naprawić.. Czekam na next oczywiście :*
OdpowiedzUsuńJakie zbliżamy się do końca? :( tak bardzo polubiłam to opowiadanie i Leo, który jest taki cudaśny :D łamiesz mi serce.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że oni przetrwają razem, bo w przeciwnym razie moje serce tego nie wytrzyma..
Koniec, już? Jak to?! :(
OdpowiedzUsuńPatrząc prawdzie w oczy.. To Cara zawala... Stawia pracę oraz przyjaźń nad swojego chłopaka..Takie nie fair wobec Leo! Czekam na to, jak dalej się to potoczy!
No Cara..
OdpowiedzUsuńMoże to taki typ, że wcale nie potrzebuje chłopaka? Może wcale nic do niego nie czuje.. Nie dziwię się, że Leo może być trochę zirytowany i pokazuje to dość wyraźnie, bo na jego miejscu zrobiłabym to samo. Jest typowo olewany przez Carę. Wzięła na siebie za dużo obowiązków, za dużo ambicji, zapominając o reszcie świata. Przecież uczucie powinno się pielęgnować (o ile jakieś jest!)
I jeszcze ma się przeprowadzić do Paryża? Ja piórkuję, może lepiej juz nie zwodzić Leo, powiedzieć, że ma wylane na związek i woli się skupić na karierze i zostać starą panną z kotami (lub też lepiej nie, bo może też o nich zapomni i padną z głodu ;D). Sergio..Może też coś do niego czuje i nie może wybrać po między tą 2-ką? Co tu się podziało to jest masakra! Mimo wszystko, może sie jednak opamięta, chociaż nie chce mi się wierzyć, że to będzie miało szansę przetrwać, musiałby się stać jakiś cud.
No i ty jeszcze mówisz o jakimś końcu opowiadania.. W takim momencie?! To już jest.... Może lepiej tego nie komentować? Czekam na następny, gdzie może coś się wyklaruje...
Dużo dużo weny! <3 I zapraszam też na nowość do siebie:)
Buziaki! xx.
Bardzo dziękuję za zaproszenie! Zdążyłam już nadrobić wszystkie rozdziały.
OdpowiedzUsuńZbliżamy do zakończenia? Ja tu dopiero co zawitałam, a tu już powoli koniec? Nie rób nam tego! Chętnie jeszcze poczytam o losach Lio i Cary. Są tacy fajni <3 Tylko coś ostatnio nie mogą się dogadać. Cara zdecydowanie za dużo pracuje (PRACOHOLICZKA!). Powinni wyjechać na jakieś wspólne wakacje i w końcu się sobą nacieszyć. Oni muszą się pogodzić.
Możesz być pewna, że będę stałą czytelniczką i tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. A teraz czekam na następny i życzę weny! ;*